Let’s travel together.

Zabił synka, po czym przebrał go w piżamę i oparł o drzewo

1

„Jesteś porażką jako ojciec. Jesteś porażką jako mężczyzna. Jesteś porażką jako istota ludzka. Piqui był moim największym szczęściem, a teraz jest moim największym smutkiem. Gdybym miała wybór… To ja chciałabym umrzeć, żeby moje słodkie dziecko mogło żyć”– W rozdzierającym serce oświadczeniu mówiła do swojego męża Ana Estevez, matka zamordowanego chłopczyka.

Walka o dziecko i wzajemne oskarżenia

Aramazd Andressian urodził się w Armenii, ale większość swojego życia spędził w Kalifornii. W miesiącach poprzedzających tragiczne wydarzenia, Aramazd i jego żona Ana Estevez byli w separacji i przechodzili przez chaotyczny i ciężki rozwód. Walczyli także o wyłączną opiekę nad dzieckiem.

Z dokumentów sądowych wynika, że Aramazd oskarżał żonę o przemoc fizyczną w stosunku do ich syna, używanie w jego obecności wulgaryzmów i groźby, że kobieta wywiezie dziecko na Kubę. Mężczyzna chciał uzyskać opiekę nad synem za wszelką cenę i posunął się nawet do tego, że zmusił chłopczyka do kłamstwa. Podczas jednej z wizyt pracownika socjalnego, 4- letni wówczas Aramazd Andressian Jr, nazywany pieszczotliwie „Piqui”, uskarżał się, że „nowy kolega mamusi dotyka go tam gdzie nie powinien”. Ana zgodnie z prawdą powiedziała, że nie jest to możliwe ponieważ z nikim się nie spotyka. Chłopczyk później przyznał, że to tatuś kazał mu tak powiedzieć.

Jeśli chodzi o oskarżenia w drugą stronę, Ana Estevez- dyrektorka szkoły podstawowej zarzucała mężowi kłamstwa odnośnie jego stosunku do opieki nad dzieckiem. Aramazd twierdził, że poświęcił się dla syna w 100% i podczas gdy jego żona pracowała, on siedział w domu i opiekował się Piqui. Prawda była zupełnie inna. Kiedy Ana pracowała, chłopczykiem zajmowali się dziadkowie, ponieważ uzależniony od hazardu Aramazd wolał spędzać ten czas w kasynie. Mężczyzna był także lekomanem i niejednokrotnie odgrażał się, że kobieta już nigdy więcej nie zobaczy syna ponieważ wywiezie go do Armenii bądź Iranu.

Chłopiec z marzeniami

Piqui urodził się 19 lutego 2012 roku i został opisany przez rodzinę jako dziecko niesamowite, kochające, delikatne, wrażliwe, hojne i odważne:

„Reprezentował wszystko co dobre na tym świecie. Wystarczyło 30 sekund żeby się zakochać”. Mówiła babcia chłopca.

Pięcioletni chłopczyk marzył o tym, że kiedy dorośnie to zostanie piekarzem. Uwielbiał spędzać czas w kuchni i pomagać mamie czy babci w pieczeniu ciasteczek, babeczek i smażeniu naleśników. Piqui lubił także spędzać czas na świeżym powietrzu i założył nawet swój ogródek, któremu poświęcał dużo uwagi. Miał także zamiłowanie do muzyki: śpiewał, tańczył i grał na pianinie.

Kolejnym z jego marzeń była wycieczka do Disneylandu i marzenie to się spełniło. Jednak to co zaczęło się jako rodzinne wakacje w jednym z najfajniejszych miejsc na ziemi, zakończyło się niewyobrażalnym dramatem.

Park rozrywki

15 kwietnia 2017 r. Ana Estevez i Aramazd Andressian stawili się na komisariacie gdzie w obecności policjantów wymienili się opieką nad chłopcem. Piqui miał wrócić do matki 22 kwietnia. Ana rozmawiała z synkiem po raz ostatni 18 kwietnia przez Skype’a. Piqui był bardzo podekscytowany ponieważ czekała go wymarzona wyprawa do Disneylandu.

Pięciolatek był ostatni raz widziany żywy 21 kwietnia 2017 r. Około godziny 1:00 w nocy, kiedy wraz z babcią ze strony ojca, ciotką i Aramazdem opuszczał park rozrywki, co zarejestrowały kamery.

Napad i porwanie?

22 kwietnia, w dniu, w którym Piqui miał wrócić pod opiekę mamy, pieszy znalazł nieprzytomnego Aramazda i zawiadomił policję. Brudny, zakurzony i podrapany 35- latek leżał w odległości 30 stóp od swojego samochodu. Szare BMW oblane było benzyną, a we wnętrzu pojazdu znajdowały się zapałki. Wszystko wskazywało na próbę samobójczą, tym bardziej, że w szpitalu okazało się, że mężczyzna przedawkował leki.

„Ostatni raz widziałem mojego syna 22 kwietnia w Arroyo Park, niedaleko mojego domu w Południowej Pasadenie. Po śniadaniu Piqui chciał iść do parku, a o 9:00 mieliśmy spotkać się z jego matką w celu wymiany opieki. W jednej chwili byłem w parku z moim synem, a kilka godzin później obudziłem się w Huntington Memorial Hospital. Powiedziano mi, że jakiś dobry człowiek znalazł mnie nieprzytomnego w pobliżu mojego samochodu, ale dziecka nigdzie nie było widać. Mogę tylko przypuszczać, że zostałem zaatakowany w parku, biorąc pod uwagę mój brak reakcji i późniejszy stan fizyczny. Moja rodzina i ja jesteśmy załamani i pogrążeni w żalu, że Aramazd Junior zaginął i może być w niebezpieczeństwie. Błagam opinię publiczną o ujawnienie jakiejkolwiek wiedzy na temat miejsca pobytu mojego dziecka lub informacji dotyczących okoliczności, które doprowadziły do ​​jego zniknięcia”- Mówił podczas przesłuchania ojciec chłopca, jednak według śledczych zeznania te były niespójne i zdawało się, że Aramazd może wiedzieć więcej o miejscu pobytu syna.

Ucieczka

Po tym przesłuchaniu mężczyzna wyjechał do Las Vegas gdzie ukrywał się przez 47 dni. Przez cały ten czas dzień za dniem poszukiwano chłopca, a za jego ojcem wydano list gończy. W tym czasie Aramazd szykował się do ucieczki, do kraju, w którym uniknąłby ekstradycji. Zgolił nawet brodę i przefarbował włosy. Jego plan się jednak nie powiódł i pod koniec czerwca został zatrzymany. Wtedy też przyznał się do morderstwa własnego syna i wskazał śledczym miejsce, w którym znajdowało się ciało.

Morderstwo

Po dwóch miesiącach poszukiwań, szczątki 5-letniego Aramazda Andressiana Jr. Odnaleziono w pobliżu jeziora, gdzie 22 kwietnia znaleziono jego ojca.

„Po wycieczce do parku, powiedziałem synowi, że zajrzymy jeszcze nad jezioro i zobaczymy czy ryby biorą. Piqui siedział na tylnym siedzeniu i spał. Zdjąłem bluzę i przyłożyłem mu ją do twarzy. Obudził się i próbował się bronić… Trzymałem ją około trzech minut, a kiedy byłem już pewny, że on nie żyje zwolniłem uścisk, a wtedy on dostał drgawek i zaczął wymiotować. Nie miałem wyjścia. Musiałem dokończyć to co zacząłem, więc chwyciłem za bluzę po raz drugi…”- zeznawał

Po zabójstwie syna, Aramazd spędził z ciałem w samochodzie około 8 godzin. Nad ranem przebrał martwe dziecko w piżamkę, zaniósł w zarośla i posadził przy drzewie, po czym upozorował swój wypadek.

W sierpniu 2017 r. Aramazd Andressian został skazany na 25 lat więzienia. W trakcie ogłaszania wyroku matka zamordowanego chłopca siedziała na sali sądowej, ściskając w rękach urnę z jego prochami…

Autor, Dorota Ortakci.

This slideshow requires JavaScript.

1 komentarz
  1. Michał mówi

    Popłakałem się czytając to… 25 lat to jakaś kpina za każde przestępstwo na dziecku powinna być kara śmierci

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.