Let’s travel together.

Wsiadła do samochodu kolegi i już więcej nikt nie zobaczył jej żywej

0

Amanda „Mandy” Steingasser była kochającą zabawę 17-latką z olśniewającym uśmiechem i szerokim gronem przyjaciół. Kochała zwierzęta, kochała swoją rodzinę, kochała klasyczne zespoły rockowe, takie jak Led Zeppelin i uwielbiała  się bawić. Podobnie jak wielu nastolatków, czasami popełniała błędy. 19 września 1993 roku Amanda wyszła wraz z przyjaciółmi na imprezę. Około godziny 1:20, 20 września zdecydowała, że ​​nadszedł czas, aby wrócić do domu i przyjęła propozycję kolegi, który wyraził chęć odwiezienia jej. Samochód ruszył, na północ, na Oliver Street. Żaden z przyjaciół ani członków rodziny Mandy nigdy więcej nie widział jej żywej.

Pięć tygodni później dwóch mężczyzn poszukujących grzybów odnalazło ciało Mandy, porzucone w pobliżu stawu w Bond Lake County Park, 11 mil od ulicy z której została zabrana. Autopsja wykazała, że dziewczyna miała pękniętą w dwóch miejscach czaszkę, ale bezpośrednią przyczyną śmierci było uduszenie. 26 lat później przyjaciele i rodzina wciąż opłakują dziewczynę, którą zapamiętali jako życzliwą i uczynną, a jej morderca, który cieszył się wolnością przez 25 lat został aresztowany dopiero w kwietniu 2018 roku.  Niemal od początku śledztwa detektywi byli przekonani, że wiedzą, kto zabił Mandy – nastoletni kolega z klasy, która miał zawieźć ją do domu. Od samego początku zaprzeczał swojemu udziałowi w morderstwie, zeznając, że w połowie drogi, Amanda poprosiła go by ją wysadził, co też uczynił. Ale według źródeł policyjnych, ten sam chłopak widziany był tej samej nocy około 2:00, w myjni samochodowej, jak czyścił swój samochód. Dziwna pora na mycie auta czyż nie? Wiadomo także, że chłopak nie przeszedł testu na wykrywaczu kłamstw, a lata po zabójstwie Amandy spędził czas w więzieniu za kradzieże i podpalenie auta. „Nie chcę, żeby przestali prowadzić dochodzenie. Chcę, żeby dowiedzieli się, kto to zrobił. Ale to nie byłem ja. Dopóki patrzą na mnie jako podejrzanego, nigdy nie dowiedzą się, kto to zrobił, bo to nie byłem ja. Czy w tamtym dniu byłem podpity? Tak, byłem, ale nigdy nie zrobiłem niczego złego. Mam piękną żonę i małe dzieci… Mam dobrą pracę…Mimo tego nadal przeżywam piekło”– mówił podczas jednego z wywiadów.

Dopiero w kwietniu 2018 roku w godzinach wieczornych, pod domem Josepha Belstadta pojawili się funkcjonariusze z nakazem aresztowania. Nie obyło się bez incydentów, ponieważ podejrzany zamknął się w swoim aucie i musiał zostać wyciągnięty z niego siłą. Prokurator Okręgowa Caroline Wojtaszek niewiele powiedziała o sprawie i unikała pytań o rolę dowodów DNA w aresztowaniu. I nadal jest to wielką niewiadomą. 43-letni Belstadt, były kierowca ciężarówki holowniczej i mechanik samochodowy z miasta Tonawanda, siedział w milczeniu podczas postępowania. Następnie został zwolniony za kaucją w oczekiwaniu na proces który rozpocznie się w połowie września br. 

 

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.