Rodzina z horroru- O Rosyjskim małżeństwie, które zaadoptowało dzieci z Mołdawii
Vladimir Grechushkin urodził się w Naddniestrzu ( Mołdawia), a w dzieciństwie i młodości był w dość napiętych relacjach z rodzicami. Mimo, iż wywodził się z zamożnej rodziny zawsze był źle traktowany. Nie okazywano mu miłości, bito go i poniżano.

Zaraz po przysposobieniu dzieci, rodzina udała się na wakacje do Tajlandii, gdzie mieszkali ich krewni i przyjaciele.
Tak lot z 24 grudnia 2008 r. Zapamiętali pasażerowie:
„Samolot był już w powietrzu. Przed nami siedzieli mężczyzna i kobieta z dwójką dzieci – dziewczynką i zawiniętym w koc chłopcem. Po starcie przenieśli chłopca do wózka. Widzieliśmy, że coś z tym dzieckiem jest nie tak, tym bardziej, że w całości przykryli go kocem- łącznie z głową. Zadzwoniliśmy po stewarda, a kiedy ten zsunął koc, wszyscy siedzący wokół zauważyli, że dziecko jest sine i nie oddycha”.

„Pamiętam doskonale jego pierwszy dzień u nas i porę obiadu. Kiedy zobaczył na stole jedzenie, rzucił się na nie jak dzikie zwierze. Widząc to, aż się wystraszyłam. Kiedy się najadł postawiłam go na wadze. Okazało się, że waży zaledwie 10, 5 kilograma- sama skóra i kości, a przecież to kilkuletnie dziecko”.
26.01.2009 r. Przypadkowy mężczyzna spacerujący nad brzegiem rzeki Peczorka w Moskwie, natrafił na nagie ciało dziecka, które mimo iż zostało przymocowane do akumulatora samochodowego nie utonęło, a unosiło się na wodzie. Sekcja zwłok wykazała, że kiedy dziecko zostało wrzucone do wody wciąż żyło, a wcześniej było torturowane i nie był to jednorazowy incydent. Siniaki były na różnym etapie gojenia, tak samo zresztą jak ślady po przypaleniach papierosem. Do tego chłopczyk był skrajnie niedożywiony.
Kiedy Vladimir i jego żona dowiedzieli się z gazety, że chłopiec został znaleziony, czym prędzej spakowali walizki i zabrali się do Tajlandii. W tym czasie moskiewscy śledczy próbowali zidentyfikować chłopca, którego portret pamięciowy wydano do opinii publicznej. Chwilę po tym rozdzwoniły się telefony od ludzi, którzy rozpoznali Danilę i przy okazji rzucili nieco więcej światła na sprawę.
Pracownicy siłowni, na którą małżeństwo często przychodziło trenować i czasem zabierało ze sobą dzieci, twierdzili, że byli oni niezwykle surowi. Sąsiedzi zeznali, że w tej rodzinie nie było widać miłości, a Vladimir trzymał żonę i dzieci na dystans, a do tego często wszczynał awantury.
„Wszyscy się go baliśmy. I nawet teraz się boimy…Być może jego żona również stała się ofiarą psychologicznego terroru.”

Po powrocie do Moskwy Grechuskinowie zostali aresztowani, a Vladimir robił wszystko aby śledczy uwierzyli, że w rzeczywistości jest chory psychicznie. Był w tym tak dobry, że śledczy byli już nawet skłonni uwierzyć, że doznał załamania psychicznego, ale strażnik podczas przeszukiwania jego celi natrafił na stenogramy przesłuchania osoby, która była naprawdę chora. Wtedy stało się jasne, że ktoś mu je przekazał aby mógł ćwiczyć udawanie choroby. Ostatecznie wszystkie wątpliwości dotyczące zdrowia mężczyzny rozwiali biegli lekarze psychiatrzy.
Z biegiem czasu na jaw zaczęły wychodzić coraz to bardziej przerażające szczegóły tej historii. Kiedy śledczy przeszukiwali dom, w którym mieszkał Danila, doznali niemałego szoku.
Pomimo tego, że dzieci były stale głodzone i trzymane w zamknięciu, małżeństwo żyło w wielkim stylu: Ogromny dom, dwa garaże, a w nich zagraniczne samochody, sklep z oponami i kilka sejfów z gotówką o łącznej sumie 3 milionów rubli. Na tle tego wszystkiego wyróżniał się jedynie pokój dziecięcy:
„Ciemny, mały i cuchnący. Tam wszystko było brudne, a pościel z łóżka, w którym spał Danila była wręcz sztywna od odchodów. Wyglądało na to, że dziecko spędzało w tym łóżku cały czas”.
I niestety okazało się to prawdą. Chłopcu zabroniono wychodzić z łóżka, a za złamanie nakazu karano go biciem.
W dniu jego śmierci Vladimir i Airini udali się do lekarza, na kontrolę ciąży ( pierwszą kobieta poroniła). Zgodnie z ich zeznaniami, kiedy wrócili do domu, Danila ledwo oddychał- Miał chorować na zapalenie płuc. W rzeczywistości był tak wyczerpany torturami, że nawet nie mógł mówić. Chociaż dziecko wciąż żyło, jego adopcyjni rodzice nawet nie myśleli o udzieleniu mu pomocy. Zamiast tego Vladimir związał ręce i stopy chłopca, wsadził go do sportowej torby i przeniósł do garażu, gdzie przywiązał akumulator do jego nagiego i wychudzonego ciała. Następnie zawiózł nad rzekę i tam zrzucił z mostu.
Chociaż nie wydano oficjalnych oświadczeń, podejrzewa się, że Grechuskinowie adoptowali dzieci ponieważ potrzebowali ich do przemytu narkotyków.
„Traktowali je jak swoiste „pojemniki”. Kazali połykać heroinę, po czym zmuszali do wymiotów”– Można przeczytać w jednym z artykułów dotyczących sprawy.
„Na śmierci Anatolija także zarobili. Przed kremacją sprzedali jego organy”.
Autor, Dorota Ortakci.