Let’s travel together.

„Chciałam go tylko uciszyć, więc zacisnęłam dłoń na jego ustach i nosie”- Sprawa Gabriela

0

43- letnia Ana Cruz urodzona w 1974 r. Na Dominikanie, zaraz po narodzinach swojej córeczki Ridelcy w 1991 r. Przeprowadziła się do Hiszpanii. Tam za namową ciotki podjęła pracę prostytutki, a większość zarobionych pieniędzy wysyłała rodzinie. Pewnego dnia w klubie w którym pracowała, zjawił się kierowca ciężarówki Miquel, który zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i wyrwał ją z burdelu. Para wzięła ślub, a w 1994 r. Doczekała się córeczki Judith. Po latach papierkowej roboty, Ana wreszcie sprowadziła czteroletnią Ridelcę do Hiszpanii, którą Miquel przyjął jak własne dziecko i miał zamiar adoptować. Niestety na drodze ku szczęściu stanął tragiczny wypadek. 10 marca 1996 r. Nocą, podczas lunatykowania Ridelca wypadła z okna na siódmym piętrze i zginęła na miejscu. Po tej tragedii małżeństwo zmieniło adres zamieszkania i starało się wieść w miarę normalne życie.

W 2014 r. Ana zostawiła Miguela i zaczęła się spotykać ze starszym od siebie o 20 lat, przedsiębiorcą z ogromnym majątkiem. Sielanka nie trwała długo ponieważ Javier zachorował na raka, który bardzo szybko postępował. Dwa dni przed jego śmiercią, kiedy leżał już w agonii, Ana zjawiła się w szpitalu z urzędnikiem i świadkami, chcąc poślubić umierającego. Do ceremonii nie dopuścił lekarz, który został wcześniej poinformowany przez rodzinę Javiera, że zimna i wyrachowana Ana pragnie tylko majątku mężczyzny. Wszyscy poznali się na niej, kiedy wyszło na jaw, że zamierzała od niego wyciągnąć pieniądze na operację guza piersi, a w rzeczywistości zapisała się na zabieg ich powiększenia. Pozostawiona na lodzie Ana, zaczęła się rozglądać za nowym partnerem i wkrótce poznała Angela Cruza, który był ojcem ośmioletniego Gabriela.

 

27 lutego 2018 r. Gabriel, jego babcia i Ana pojechali na zakupy do centrum handlowego. Kiedy wrócili do domu, zjedli wspólny obiad, a około godziny 15:30 Gabriel wyszedł z domu babci z zamiarem odwiedzenia swoich kuzynów.10 minut po nim, dom opuściła Ana. Kiedy chłopczyk nie wrócił na kolację, zaniepokojona babcia zadzwoniła do Angela i tak rozpoczęły się poszukiwania ośmiolatka, które wkrótce zrzeszyły 5 tysięcy osób, stając się tym samym największymi skoordynowanymi poszukiwaniami zaginionej osoby w historii Hiszpanii. Choć pierwsze podejrzenia padły na byłego partnera biologicznej matki dziecka, który miał sądowy zakaz zbliżania się do nich, wszystko zmieniło się w piątym dniu poszukiwań. Wtedy też, Ana, która od samego początku brała czynny udział w akcji poszukiwawczej i płakała przed kamerami, znalazła koszulkę chłopca. Miało to miejsce na terenie oczyszczalni ścieków, który już wcześniej był przeszukiwany. Co ciekawe, koszulka była sucha, a dopiero co przez okolicę przeszła ogromna ulewa. Wodzeni intuicją detektywi, postanowili zastawić na kobietę zasadzkę, od tej pory śledząc każdy jej ruch, co było strzałem w dziesiątkę.

11 marca Ana wsiadła w samochód i udała się do posiadłości, w której w najbliższym czasie miała zamieszkać z Angelem. Tam wciąż obserwowana z ukrycia, wyjęła ciało dziecka ze studni, wsadziła do bagażnika swojego samochodu i udała się w drogę powrotną domu, gdzie już czekała na nią policja… Sekcja zwłok wykazała, że Gabriel zmarł w dniu zaginięcia. Został uderzony w głowę, a następnie uduszony. Po dwóch dniach od aresztowania, Ana zdecydowała się zrelacjonować przebieg wydarzeń z dnia 27 lutego: „Z jakiegoś powodu Gabriel postanowił nie iść do domu swoich kuzynów. Kiedy jechałam ulicą, zobaczyłam jak siedzi na chodniku i bawi się patykami. Powiedziałam mu, że jadę na farmę i zapytałam czy zechce się przejechać. Kiedy dotarliśmy na miejsce zajęłam się malowaniem, bo to było ostatnią rzeczą, którą musieliśmy zrobić przed przeprowadzką, a Gabriel bawił się na zewnątrz. W pewnym momencie, kiedy wyjrzałam przez okno, zauważyłam, że bawi się siekierą. Nie chciał mi jej oddać i wykrzykiwał, że nie jestem jego matką. Puściły mi nerwy… Zaczęłam bić go po głowie, a on nie przestawał krzyczeć. Chciałam go tylko uciszyć, więc zacisnęłam dłoń na jego ustach i nosie”.

Podczas procesu, Ana wyznała, że planowała popełnić samobójstwo i zostawić listy pożegnalne dla partnera i swojej córki. Podczas rozprawy błagała rodziców chłopca o wybaczenie. Wyrokiem sądu kobieta została skazana na dożywotnie pozbawienie wolności. W toku całej tej sprawy, powrócono do śmierci czteroletniej córki Any. Specjaliści próbują ustalić czy aby na pewno był to wypadek.

Autor, Dorota Ortakci

This slideshow requires JavaScript.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.