Let’s travel together.

Wampir powojennej Warszawy, który masakrował kobiety

0

Młody, przebiegły, pewny siebie i z pewnością najbrutalniejszy seryjny morderca, powojennej Warszawy – Taki był właśnie „Wampir”, przez którego cała stolica w 1950 r. Została ogarnięta epidemią strachu.

Wieści o wampirze

W latach 50- tych Warszawa wciąż przechodziła intensywną, powojenną odbudowę, którą nadzorował utworzony w 1948 r. Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy. Na ulicach niewiele było jeszcze samochodów, a ludzie spędzali swój wolny czas głównie nad Wisłą. Ten względny spokój, który nastał po trudach wojny, zaburzyła wieść, która rozniosła się po stolicy wiosną 1950 r. Po ulicach pełnych jeszcze pustych kamienic i niewybuchów, zaczął grasować seryjny morderca, napadający samotne kobiety, wracające po zmierzchu do domu. Z uwagi na to, że prasa dla dobra śledztwa milczała, fama o mordercy, który zyskał sobie przydomek Wampira, sięgnęła kolosalnych rozmiarów, a do Milicji Obywatelskiej wpływały coraz to nowsze doniesienia: widywano go równocześnie w przeróżnych częściach miasta, miał mieć odrażające, ostre zęby  i jeszcze bardziej odrażający wygląd.

Waleria w pobliżu torów

Pierwszą ofiarą „Potwora” padła 40- letnia wdowa, matka dwójki dzieci, która prowadziła spokojne życie, nie miała wrogów, nie spotykała się z mężczyznami i pracowała jako pomoc domowa. Zwłoki Walerii Ł. Zostały odkryte wczesnym rankiem, 7 kwietnia, przez idącego do pracy mężczyznę. Leżały wzdłuż toru kolejowego przy ul. Podskarbińskiej. Widok był przerażający. Denatka miała zmasakrowaną twarz, co uczyniono kamieniem znalezionym obok ciała. Nienaturalna pozycja ułożenia, obnażone dolne części intymne i szeroko rozstawione uda, świadczyły o charakterze zbrodni popełnionej na tle seksualnym. Lekarz uczestniczący w oględzinach stwierdził, że kobieta nie żyła od 12 do 16 godzin.

Na szyi ofiary znajdowały się liczne otarcia naskórka oraz sine pręgi, które powstały w wyniku duszenia. Czyniono to znalezionym w pobliżu miejsca zbrodni wojskowym, niemieckim pasem. Zgodnie z opinią biegłego, kamienie które zostały włożone pod pośladki kobiety, sugerowały, że gwałt odbył się już po jej śmierci, której przyczyną nie było uduszenie, a uraz spowodowany  licznymi ciosami zadanymi w twarz i głowę.

Początkowo podejrzewano, że zbrodniarz dopuścił się przestępstwa w innym miejscu, a przy torach po prostu porzucił ciało, jednak dróżnik odbywający dyżur tamtej feralnej nocy, słyszał krzyki, co miało mieć miejsce w pobliżu przejazdu kolejowego. Psy nie podjęły jednak tropu, a milicyjne śledztwo nie pomogło w ujęciu sprawcy, który dokładnie miesiąc później, uderzył ponownie.

Irena i jezioro

Drugą i na szczęście niedoszłą ofiarą mordercy była 24- letnia studentka, Irena L. Która 7 maja, słaniając się na nogach, zjawiła się na komisariacie. Młoda kobieta w mokrym i poszarpanym ubraniu, ostatkiem sił zeznała, że kiedy poprzedniego wieczoru o godzinie 23:00 wracała do domu z kina została zaatakowana. Mężczyzna miał mieć około 25 lat, ubrany był w wojskowy mundur, a u lewej ręki brakowało mu dwóch palców; małego i serdecznego.

Napastnik zaciągnął ją w pobliskie pole gdzie zgwałcił, a następnie zabrał nad Jeziorko Gocławskie, gdzie nagle naszło go na zwierzenia. Wyznał, że ma na imię Zygmunt, pracuje w miejscu, w którym jest dużo jarzeniówek i reflektorów, że jego rodzina mieszkała niegdyś w zburzonych barakach obok jeziora, a ojciec jest inwalidą bez nogi. Po tych wyznaniach stwierdził: „Dużo już wiesz, więc mogę cię zabić” i ponownie zgwałcił Irenę, a następnie przewiązał na jej szyi sznurek. Irena była jednak wysportowaną i silną dziewczyną, która zaciekle się broniła. Zrezygnowany napastnik porzucił więc pomysł o duszeniu i zaczął szukać kamienia, a kobieta zyskawszy czas, wskoczyła do jeziora gdzie ukryła się w szuwarach. Dygocząc ze strachu i zimna, słyszała jak napastnik przeszukuje brzeg i szepcze  „jezioro cię uratowało”. Kryjówkę opuściła dopiero o 4:00 nad ranem , kiedy nad jeziorko zaczęli nadciągać pierwsi wędkarze. W domu opowiedziała o wszystkim tacie i udała się na komisariat.

Nadzieja

Milicjanci byli przekonani, że dzięki tak szczegółowym zeznaniom i detalom wreszcie uda im się schwytać sprawcę. Dodatkowo, kiedy ojciec Ireny wrócił nad jezioro, żeby poszukać jej pantofli i płaszcza, spotkał tam dwie kobiety, poszukujące dwudziestoletniego Wiesława M, który uciekł z domu 6 maja wieczorem i jak się okazało ukrywał się w stogu siana w pobliżu jeziora. Nie miał dwóch palców lewej ręki, co pasowało do rysopisu podanego przez Irenę. Nadzieje wszystkich legły w gruzach, kiedy na rozpoznaniu dziewczyna kategorycznie zaprzeczyła by to on mógł być sprawcą. W tym czasie Wampir nie próżnował. Już wieczorem nasycił swoją żądzę zabijania.

Maria z ogródków

Tym razem jego ofiarą padła dwudziestoletnia Maria W. Która pracowała na Woli jako ekspedientka. 7 maja po zakończonej zmianie odwiedziła przyjaciółkę. Dziewczyny pożegnały się o 22:00, a Maria udała się w drogę na Grochów. Do domu jednak nie dotarła, a następnego dnia, jej nagie, przysypane ziemią ciało, znaleziono na terenie ogródków działkowych. Została uduszona, ale sekcja zwłok wykazała, że nim zmarła została brutalnie skopana, na skutek czego straciła przytomność.

Barbara z Anina

Cztery dni później Wampir uderzył ponownie i tym razem zaatakował w Aninie pod Warszawą. 12 maja do szpitala została przewieziona 18- letnia Barbara F. Która została napadnięta około godziny 22:00, co miało miejsce na stacji kolejowej, skąd napastnik zaciągnął ją do lasu. Tam przewrócił i zaczął dusić, a także zadawał liczne ciosy w okolicę głowy. W pewnym momencie Barbara F. straciła przytomność. Wówczas sprawca, będąc przekonany, że kobieta nie żyje, dokonał na niej gwałtu, po czym zabrał jej sweter, książki, zegarek i pantofle. Po odzyskaniu przytomności dziewczyna samodzielnie wróciła do domu skąd została przewieziona do szpitala.

Inwalida z baraków

Dzień wcześniej, w toku intensywnego milicyjnego śledztwa, na komisariat wezwano Józefa Ołdaka, inwalidę bez nogi, który niegdyś zamieszkiwał baraki w pobliżu jeziora, a jeden z jego synów Tadeusz Ołdak, nie miał dwóch palców u lewej ręki. W trakcie przesłuchania, Józef zeznał, że 25- letni, żonaty Tadeusz, często nosił mundur, co było związane z jego pracą w służbie więziennej.

Jeszcze tego samego dnia, milicja udała się do mieszkania Tadeusza Ołdaka. Podczas rewizji znaleziono mundur wojskowy oraz zielone spodnie wojskowe, na których w okolicy krocza były widoczne białe, zaschnięte plamy. Po nim samym nie było jednak śladu, a nieudana próba ujęcia doprowadziła do tego, że zdążył zaatakować Barbarę.

Tadeusz

W schwytaniu sprawcy pomogły listy, które Tadeusz pisał do żony i które na mocy decyzji prokuratora zostały przechwycone z Urzędu Pocztowego. To właśnie dzięki ich treści odnaleziono kryjówkę mordercy, którą zorganizował sobie u krewnego w Tchórznicy, gdzie zatrzymano go 10 czerwca 1950 r.  Był zaskoczony, ale nie protestował przy aresztowaniu

Życie „Wampira z Warszawy” nie należało do najłatwiejszych. W dzieciństwie napatrzył się na to jak jego ojciec maltretował matkę, bijąc ją i gwałcąc. Problemy domowe przełożyły się na problemy w nauce. Tadeusz nie mógł się skoncentrować się na nauce i kilkukrotnie powtarzał klasy, przez co był wyśmiewany przez rówieśników. Edukację zakończył ostatecznie na czwartej klasie podstawówki i już do końca życia miał problemy z czytaniem.

Jeśli chodzi o życie miłosne. także nie miał szczęścia, a swoje potrzeby zaspakajał w domach schadzek. Raz związał się ze starszą kobietą, ale po tym jak okazało się, że zaraziła go chorobą weneryczną, zakończył związek i wrócił do rodziców. W tym momencie Tadeusz był już zaawansowanym alkoholikiem. Pewnego razu wpadł pijany pod tramwaj, a na skutek wypadku stracił dwa palce.

w 1949 r. Ożenił się i urodziło mu się dziecko, ale nadal był mocno uzależniony od alkoholu, który podsycał niekontrolowane podniecenie, pojawiające się wraz z widokiem obcej kobiety.

Stracenie

Orzeczenie w sprawie Tadeusza Ołdaka Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie ogłosił 31 stycznia 1951 r. Oskarżony został uznany winnym wszystkich zarzucanych mu czynów i został skazany na karę śmierci. Z uwagi na rozmiar bestialstwa zbrodni odmówiono zastosowania prawa łaski. 10 kwietnia 1951 r. Tadeusz Ołdak został stracony.

Autor, Dorota Ortakci.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.