Wierzyła, że zdobędzie Nobla, niedługo później zaginęła
50- letnia Margaret Kilcoyne z Nowego Jorku w 1980 r. Była genialnym lekarzem kardiologiem i zaciekle konkurującą badaczką nadciśnienia tętniczego, która pracowała na Uniwersytecie Columbia, szukając metod leczenia. Była także samotniczką i pobożną chrześcijanką, a przede wszystkim kobietą, która pewnego, mroźnego dnia zniknęła w tajemniczych okolicznościach.
Wyjazd na wyspę
W styczniu 1980 r. Margaret opuściła swoje laboratorium i udała się do Nantucket (Massachusetts), gdzie w cichym zakątku na wyspie zbudowała swój domek letniskowy. Przed wyjazdem oznajmiła rodzinie, że dokonała istotnego przełomu w swoich badaniach i może zdobyć nagrodę Nobla. Później w trakcie prowadzonego już śledztwa, odkryto, że rzeczywiście dokonała odkrycia, ale nie tak ważnego jak ona sama myślała.
Planowanie przyjęcia
25 stycznia doktor kupiła artykuły spożywcze o wartości 650 dolarów i alkohol o wartości 250 dolarów. Wszystkie artykuły zostały zakupione w wielokrotności trzech. Po dokonaniu transakcji, pochwaliła się ekspedientce, że planuje zorganizować przyjęcie dla przyjaciół i rodziny, oraz konferencję prasową, na której ogłosi wyniki swoich badań. Co dziwne, nikomu o tych planach nie wspomniała, oraz nie skontaktowała się z mediami. Następnego dnia wieczorem, Margaret spędziła wieczór w swoim domku na wyspie, w towarzystwie brata i dwójki przyjaciół. To właśnie oni widzieli ją po raz ostatni co miało miejsce około godziny 22:00.
Chciała iść do kościoła, a zniknęła
27 stycznia o godzinie 7:00 rano, zgodnie z życzeniem Margaret w domku, zjawił się jej brat. Mężczyzna miał obudzić siostrę na poranną mszę w kościele, jednak po niej samej nie było nigdzie śladu. Jedyny zimowy płaszcz Margaret, oraz kozaki pozostały w domu, a rower i samochód stały w garażu. Zaniepokojony mężczyzna zawiadomił policję, a z uwagi na panujące warunki pogodowe, poszukiwania lekarki rozpoczęto natychmiastowo.
Temperatura schodziła poniżej zera, a w kolejnych dniach było tak mroźno, że w skutek zamarznięcia gaźnika rozbił się jeden z samolotów poszukiwawczych. Pomimo ciężkich warunków atmosferycznych, policjanci niestrudzenie przeczesywali akry lasu otaczającego domek, a także całą linię brzegową wyspy. Nie znaleziono jednak śladów, które wskazywałyby gdzie mogła udać się Margaret.
Rozpłynęła się w powietrzu
W kolejnym etapie śledztwa, władze sprawdziły odprawy na lotnisku jak i w Urzędzie Statków Morskich, aby sprawdzić czy kobieta nie odleciała bądź odpłynęła promem. Sprawdzono także szpitale oraz sprowadzono żołnierzy i strażaków, którzy rozszerzyli poszukiwania o wrzosowiska i bagna. Sprawdzano pustostany, a nawet nurkowano. Trop pojawił się dopiero kilka dni po zaginięciu i co dziwniejsze w miejscu, które wcześniej przeszukiwano. To wywróciło całe śledztwo do góry nogami.
Znalezisko
Na polanie, w pobliżu domku letniskowego Margaret, znaleziono jej starannie złożone rzeczy: paszport, portfel ze 100 dolarowym banknotem, książeczkę czekową oraz letnie sandały. 150 metrów dalej leżała jej brązowa bluzka z długim rękawem. Miejsce w którym ją znaleziono, było tak zarośnięte i ciężko dostępne, że ktoś kto ją tam umieścił musiał czołgać się przez gąszcz na łokciach i kolanach.
Dziwne zachowanie
Nowe wydarzenia zmusiły śledczych do ponownego rozważenia ich wstępnych wniosków i doprowadziły do przekonania, że w tej sprawie najprawdopodobniej nie chodzi o samobójstwo, które rozważano od samego początku, po rozmowie z bratem kobiety. Mężczyzna zeznał, że podczas ich spotkania, Margaret była nad wyraz pobudzona i cały czas mówiła, że ktoś w firmie ją szpieguje i chce wykraść jej badania.
Uznana za zmarłą
Zachowanie siostry zaniepokoiło go tak bardzo, że na 27 stycznia zamówił jej wizytę u psychiatry, czyli dzień po jej zniknięciu. Pomimo, że teoria mówi, że kobieta być może wskutek urojeń, wskoczyła do oceanu, niektórzy śledczy wierzą, że wszystko upozorowała, uciekła i żyje pod inną tożsamością. Rodzina jest jednak innego zdania, dlatego też w 1989 r. Na prośbę jej brata, uznano ją prawnie za zmarłą. Margaret pozostawiła po sobie 200 000 $ majątku, nad którym tak jak i nad domem, kontrolę przejął właśnie on. Mimo tego, nigdy nie był osobą podejrzaną…
Autor, Dorota Ortakci.