Let’s travel together.

„Operacja Nancy” – Czy chłopak 26- letniej Niemki, popełnił zbrodnię „doskonałą”?

0

Jej ciała nigdy nie odnaleziono. Czy nadal żyje? Według policji jest to wątpliwe…Miała 26 lat, kiedy zniknęła w marcu 2009 r. Od tego czasu jest uważana za zaginioną, a śledczy cały czas mają nadzieję na rozwiązanie tej zagadki.

Nowy start Nancy
Nancy Köhn dorasta w Toddin – wiosce liczącej 500 mieszkańców w Meklemburgii. W 2004 roku wraz ze swoim chłopakiem przeniosła się do Hamburga, gdzie oboje znaleźli pracę. Nancy zatrudniła się w firmie wysyłkowej, gdzie pakowała odzież wierzchnią, zaś jej starszy o pięć lat partner w przetwórni ryb. Z uwagi na dość wysokie koszta utrzymania, para zmuszona była kupić dom na obrzeżach, w odległości 100 km od Hamburga, gdzie każdego dnia dojeżdżali do pracy.
Problemy
Wszystko wiodło się do 2008 r. Czyli do momentu, w którym Nancy straciła pracę. Od tego czasu kobieta nie mogła znaleźć niczego stałego, więc zgłosiła się do agencji pracy tymczasowej skąd od czasu do czasu pozyskiwała zlecenia. Problemy finansowe i obawy o fundusze na spłatę kredytu, powodowały frustrację i bardzo odbiły się na związku. Para coraz częściej się kłóciła, a nawet rozmawiała o rozstaniu. 
Plany
W marcu 2009 roku, Nancy zadzwoniła do swojej mamy by poinformować, że przyjedzie do domu na Wielkanoc. Według kobiety, córka miała bardzo doby nastrój, dużo się śmiała i opowiadała o swoich planach na pobyt w Toddin. Nic więc dziwnego, że kiedy nie przyjechała, jej bliscy poczuli się rozczarowani. Początkowo obrażeni, zaprzestali kontaktu, jednak kiedy zaczęli wysyłać SMS-y i dzwonić, okazało się, że telefon Nancy jest wyłączony.
Wszystko zostawiła w domu
Po upływie kilku tygodni Danny – brat Nancy, udał się w podróż do Cuxhaven. Drzwi otworzył mu partner siostry i według Danny’ego na jego twarzy malowało się udawane zaskoczenie. Mężczyzna oznajmił, że rozstał się z Nancy na kilka tygodni wcześniej, po czym wyjechała. Był pewny, że przebywa ze swoją rodziną. Brat nie uwierzył tym słowom. Gdyby jego siostra planowała wyprowadzić się z domu, przede wszystkim zabrała by ze sobą swojego ukochanego psa, oraz rzeczy osobiste. Tymczasem pies wesoło biegał po ogrodzie, a kurtki i torebki kobiety nadal stały w holu. Pomimo złego przeczucia, postanowił poczekać na rozwój wydarzeń, a zaginięcie starszej siostry zgłosił dopiero pod koniec lipca.
Do kasacji

W trakcie śledztwa, grupa dochodzeniowa o nazwie „Nancy”, zlokalizowała samochód zaginionej kobiety, a raczej to co z niego zostało. Okazało się, że w dniu 30 kwietnia 2009 r. Został odholowany z parkingu mieszczącego się w odległości kilkuset metrów od przetwórni ryb. Z uwagi na fakt, że wygasło jego ubezpieczenie, a pisma nie były odbierane przez właścicielkę, uznano go za porzucony i  przeznaczono do kasacji, tym samym tracąc być może istotne dla sprawy dowody.

Ogród

Z uwagi na to, że partner Nancy w trakcie przesłuchania, mieszał się w swoich zeznaniach, uznano go za głównego podejrzanego, a okolica otaczająca ich dom (powierzchnia 2000 metrów kwadratowych), została dokładnie przeszukana. Z pomocą specjalistycznego sprzętu, nawiercono w ziemi około tysiąca otworów, co miało ułatwić psom poszukiwania. Nie znaleziono jednak niczego. Spuszczono także wodę w pobliskim stawie, ale i ten trop okazał się niewłaściwy.

Nadzieja

Mimo podejrzeń opartych na różnych wskazówkach, nie były one wystarczające by wnieść przeciwko podejrzanemu oficjalne oskarżenie. Fakt, że nie znaleziono żadnych dowodów na to, że Nancy spotkało coś złego, dał jej rodzinie nadzieję, że wciąż żyje. Jednak żyjący człowiek pozostawia za sobą ślady, a Nancy nie pozostawiła niczego. Żadnego wpisu w mediach społecznościowych, transakcji bankowych, czy wizyt u lekarza…

Świadek

Kiedy sprawę Nancy wyemitowano w programie telewizyjnym dotyczącym osób zaginionych z policją skontaktował się wiarygodny świadek. Mężczyzna 9 kwietnia 2009 r. Przebywał na małym obszarze w pobliżu lasu, kiedy nadjechał niebieski Ford Mondeo z tablicą rejestracyjną CUX-LW 562 (samochód Nancy), prowadzony przez młodego mężczyznę. W środku, na tylnym siedzeniu miał znajdować się duży, niebieski worek. Świadek pomyślał, że kierujący pojazdem miał zamiar nielegalnie pozbyć się odpadów i ruszył za nim. Wtedy kierujący pojazdem, wycofał się z lasu i wyjechał na drogę główną prowadzącą do Hamburga.

Las jak i otaczające go wrzosowiska dokładnie przeszukano, jednak wszystko wskazuje na to, że to co kierujący miał zamiar ukryć, ukrył na odcinku kilkudziesięciu kilometrów, prowadzących do miasta.

Autor, Dorota Ortakci.

This slideshow requires JavaScript.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.