Let’s travel together.

Zaginięcie ośmioletniego Douglas’a

0

48 lat temu, 10 lipca 1971 roku, 8-letni Douglas Legg zniknął z jednego z najwspanialszych Obozów Adirondack (łańcuch górski położony w północno-wschodniej części stanu Nowy Jork). To, co przydarzyło się chłopcu tego pamiętnego dnia, pozostaje tajemnicą.

Tragiczna historia rozgrywała się na prywatnej posiadłości o powierzchni 13 akrów, znanej jako Santanoni. Obozowisko otoczone jest gęstymi lasami, bagnami i ustronnymi jeziorami. Na początku lipca chłopczyk i jego rodzina zebrali się w tym miejscu by spędzić wakacje. Obozowisko było ogromne. Składało się z czterdziestu 24-pokojowych budynków. W erze epoki przemysłowej po zakończeniu wojny domowej garstki amerykańskich przedsiębiorców zgromadziły bezprecedensowe bogactwo budując ośrodki rekreacyjne głęboko w lasach Adirondack. Turystów przyciągało przede wszystkim chłodne i zdrowe górskie powietrze oraz naturalne piękne widoki.

Dziadek małego Douglasa i jego bracia w 1953 roku wykupili obozowisko i przez następne dwie dekady cała rodzina spędzała tam długie wakacje. W sobotę 10 lipca 1971 roku chłopiec wybrał się z wujkiem na spacer po posiadłości. Dostrzegając na szlaku trujący bluszcz, wujek wysłał chłopca z powrotem (około pół mili), aby zmienił spodnie na długie. Chłopiec się upierał, ale wujek był nieugięty. Douglas po drodze minął swojego starszego brata i kuzyna i byli oni ostatnimi osobami które go widziały. Kilka godzin później rodzina wezwała policję stanową. Wiadomość o zniknięciu dziecka rozprzestrzeniła się bardzo szybko, więc jeszcze przed przybyciem policji do poszukiwań rodziny dołączyli turyści. Temperatura niebezpiecznie spadła, a chłopiec ubrany był tylko w t-shirt i krótkie spodenki. Policja sprowadziła ogary, a do poszukiwań przyłączył się Nowojorski Departament Ochrony, angażując helikoptery. Zaraz za nim podążyły siły powietrzne USA, wysyłając swoje samoloty wyposażone w technologię wykrywania podczerwieni. W ciągu następnych czterech dni w poszukiwaniach dziecka wzięło udział około 1000 osób. Poszukiwania te były bardzo trudne ponieważ teren był gęsto zalesiony i bogaty w trzęsawiska, bagna oraz powalone drzewa. Pies tropiący podjął trop na skraju bagnistego stawu, który ekipy płetwonurków przeczesały dogłębnie. Śladu Douglasa nie odnaleziono. Tej nocy temperatura spadła poniżej 10 stopni, a do tego rozpętała się burza z ulewnym deszczem co zmusiło ekipy na przerwę w poszukiwaniach. Jednak piąty dzień przyniósł ekscytujące wieści, gdy pies gończy znalazł ślady tenisówek Douglasa około dwóch mil dalej w Ward Pond. Niestety, kolejny deszcz zmył zapach. Policja stanowa wierzyła, że chłopiec żyje więc skupiono się na pobliskich szlakach górskich. Oficer śledczy wyjaśnił, że „małe dzieci często przemieszczają się w górę rzeki, a nie w dół”, gdy są zagubione. Po tygodniu bezowocnych poszukiwań rodzice dziecka zatrudnili profesjonalną ekipę poszukiwawczą z gór California Sierra Madre oraz jasnowidza. Niestety w poszukiwaniach chłopca nie pomogły nawet parapsychiczne moce.

W miarę jak dni zmieniały się w tygodnie, rozeszły się pogłoski o morderstwie lub porwaniu. Niektórzy twierdzili, że Dougie został zabrany przez „wędrującą grupę hippisów”. Inni podejrzewali członków rodziny, a nawet, że było to oszustwo ze strony rodziny w celu reklamy obozowiska. Po sześciu tygodniach bez nowych wskazówek policja stanowa odwołała poszukiwania, które objęły 80 mil kwadratowych. Na tym mogłaby się zakończyć ta tragiczna historia, ale w 1993 roku doszło do dwóch dziwnych wydarzeń.  Po pierwsze, kobieta twierdziła, że ​​Dougie został porwany i zabity przez jej krewnego, a jego ciało wrzucono do jeziora w hrabstwie Lewis. Jezioro przeszukano, oczywiście nie znaleziono w nim śladu zaginionego dziecka, i okazało się także, że owa kobieta była pacjentką psychiatryczną cierpiącą na zespół fałszywej pamięci. Na policję zgłosił się także mężczyzna, który 20 lat wcześniej w 1993 roku natknął się w lesie na małą czaszkę i część szkieletu. Mężczyzna tłumaczył, że nie zgłosił znaleziska z dwóch powodów. Po pierwsze nie miał pojęcia o zaginięciu i poszukiwaniach Douglasa, po drugie był na wojskowej przepustce i nie chciał przysporzyć sobie kłopotów. O sprawie dowiedział się dopiero w 1993 roku, kiedy jego przyjaciel usłyszał doniesienia prasowe o przeczesywaniu stawu i fałszywych zeznaniach kobiety. Mężczyzna niezwłocznie udał się na policje i wskazał urzędnikom miejsce w którym 20 lat wcześniej natrafił na szczątki, jednak nie znaleziono niczego. 

Do dnia dzisiejszego, 48 lat później zaginięcie chłopca jest jedną z największych zagadek Północnych Stanów Zjednoczonych. Sprawa Douglassa Legga jest nadal otwarta, mimo że policja nie podejrzewa morderstwa bądź porwania. Według policji stanowej dochodzenie „pozostanie otwarte i będzie trwało do czasu znalezienia jego szczątków”. Ich teoria głosi, że chłopiec zgubił się i wpadł w piaskowe błoto bagienne, dlatego ciało nigdy nie zostało odkryte . 

 

 

 

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.