Wyszedł z domu i nie wrócił – W rzeczywistości nigdy go nie opuścił
Pewnego spokojnego popołudnia, pod koniec marca 1985 r. Zastępca szeryfa, Gary Vance z Baldwin Park w Kalifornii, właśnie szykował się do domu kiedy otrzymał telefon. Zapoczątkowało to trwającą do dziś tajemnicę.
Szokujące znalezisko
Robotnik wykonujące prace remontowe w posiadłości, która kiedyś należała do państwa Gilmore, natrafił na ludzkie szczątki. Spoczywały w pełzającej przestrzeni pod domem, zakopane twarzą w dół w płytkim, piaszczystym grobie. Na miejscu zdarzenia detektywi zastali wystającą z ziemi tenisówkę i częściowo odsłonięty szkielet ubrany w koszulę i jeansy.
Czternastolatek, który wyszedł i nie wrócił
Dzięki wnikliwemu śledztwu, obejmującego wywiady z sąsiadami, sprawdzenie archiwalnych akt policji, dokumentacji stomatologicznych i pracy antropologa, szczątki udało się zidentyfikować. Należały one do zaginionego przed 23 laty, 14- James’a Gilmore’a, którego rodzina od momentu jego zniknięcia, przez kolejne 11 lat mieszkała w domu, pod którym spoczywał.
W 1962 r. Sąsiedztwo klasy robotniczej wokół rezydencji Gilmore było usiane farmami i stodołami, a obszar przypominał bardziej wieś niż miasteczko. 7 stycznia około godziny 19:30 matka James’a, Donna poszła do sąsiadów. James siedział w tym czasie przed telewizorem wraz z przyrodnią siostrą Lindą i młodszym bratem Wayne’m. Emisję Disney’a, przerwało pukanie do drzwi. James się ubrał, oznajmił rodzeństwu, że musi wyjść i niedługo wróci. Jego zaginięcie zgłoszono trzy dni później, ponieważ początkowo zakładano, że uciekł z domu.
Miejski łobuz
James nie był świętoszkiem, a jego ulubionym zajęciem było spędzanie czasu ze starszymi nastolatkami z gangu motocyklowego. Zgodnie z zeznaniami jego matki i rodzeństwa chłopak był łobuzem, który znany był ze znęcania się nad młodszymi i wyłudzania od nich pieniędzy. Własna matka nazywała go okrutnym i podłym, a młodszy brat opowiadał o tym jak James stosował wobec niego przemoc fizyczną: „Sprawianie bólu innym dawało mu przyjemność. Niejednokrotnie widziałem to w jego oczach, a szczególnie wtedy kiedy zdzielił mnie bejsbolem, a potem próbował udusić. Siostra z bratem przybiegli mi wtedy na pomoc. Ulżyło mi, że zniknął”. Sąsiedzi też nie mieli o nim dobrego zdania i nazywali go wariatem oraz psychopatą „Który na pewno się doigrał”.
Leżał pod sypialnią rodziców
W trakcie prowadzonego dochodzenia, rodzina Gilmore została poddana badaniu na wariografie i tym samym wykluczona z kręgu podejrzanych. Po sześciu tygodniach i setkach godzin śledztwa sprawa zaginięcia chłopca pozostała nierozwiązana. Rodzina Gilmore nadal żyła w domu pod którym, a dokładnie pod sypialnią rodziców spoczywał. Dlaczego więc nikt nie poczuł zapachu gnijącego, ludzkiego mięsa? Otóż przestrzeń pod domem, w której James został pochowany była wentylowana, a na podwórku unosił się odór z kurnika, stodoły obory i chlewa, który naturalnie mógł zapach przyćmić.
Śmierć, która być może ocaliła życia
Po 23 latach, kiedy sprawę James’a przekwalifikowano z zaginięcia na morderstwo, nie dysponowano żadnymi fizycznymi dowodami, które pomogłyby zidentyfikować sprawcę. Osoba, która jako jedyna mogła wiedzieć więcej o życiu James’a czyli jego starsza siostra Linda, niestety zmarła. Policjant, który prowadził pierwotne śledztwo w sprawie zaginięcia także umarł, a jego notatki dotyczące sprawy zniknęły. Inni potencjalni świadkowie, dawno opuścili miasteczko i rozjechali się po świecie.
Rodzice James’a już nie żyją, a jego brat, Wayne kiedy wraca do wspomnień z dzieciństwa kwituje: „Jego śmierć w tym wieku uratowała życie ludziom. Wierzę, że wyrósłby na mordercę”. Z nadzieją, że sprawa zostanie kiedyś rozwiązana, dla jej dobra nigdy nie ujawniono przyczyny śmierci James’a
Autor, Dorota Ortakci.