Let’s travel together.

W drodze do kiosku z komiksami – Nierozwiązane morderstwo 11-latka

0

11-letni Gerard Ross miał o cztery lata młodszą siostrę Beth i o dwa lata starszego brata Malcolma. Cała trójka niecierpliwie oczekiwała, aż na świecie pojawią się bliźnięta, które nosiła pod sercem ich mama. Rodzina Ross pochodziła ze Szkocji, ale w pewnym momencie życia, przenieśli się na stałe do Newman w Australii. Stamtąd co roku jeździli do oddalonego o 1300 kilometrów, malowniczego Rockingham, gdzie mieli domek letniskowy. Nie inaczej było w październiku 1997 r.

W drodze po komiksy

Kiedy 14 października bracia opuścili domek na plaży z zamiarem udania się do centrum oddalonego o 800 metrów, był ciepły i słoneczny poranek. Gerard trzymał białą kopertę z dwoma 5- dolarowymi banknotami, a jadący obok na wrotkach Malcolm, ruszył do przodu, krzycząc, że spotkają się w miejscu docelowym, czyli kiosku z komiksami.

Malcolm czekał i czekał, ale jego młodszy brat nie nadchodził. Chłopiec udał się więc do salonu z grami, a następnie na usianą straganami promenadę i plażę. Po godzinie poszukiwań wrócił do domu, sądząc, że minął się z Gerardem gdzieś po drodze. Kiedy okazało się, że i tam go nie ma, trzynastolatek zaalarmował rodziców, którzy momentalnie ruszyli na poszukiwania. Kiedy okazało się, że Gerard nie dotarł do sklepu z komiksami i żaden inny sprzedawca go nie widział, zawiadomiono policję.

Poszukiwania

Niedługo później 150 policjantów i wolontariuszy przeczesywało plażę i wszystkie krzaki w okolicy z której zniknął Gerard. Z obawy, że chłopiec został porwany, prowadzono także poszukiwania od drzwi do drzwi oraz przesłuchano wszystkich znanych przestępców seksualnych zamieszkujących nadmorskie miasteczko. Sprawdzono także rejestr załóg statków, które tamtego dnia zacumowały w porcie oraz sprowadzono helikoptery z kamerą na podczerwień. W kolejnych dniach, ulotki z wizerunkiem zaginionego dziecka, zostały wrzucone do każdej skrzynki na listy w Rockingham, a policja przeszukiwała domy i podwórka na Kent Street, czyli ulicy, na której Gerard był widziany po raz ostatni i tak do 28 października.

Porzucony 20 kilometrów dalej

Tamtego dnia policja została wezwana 20 kilometrów dalej, na plantację sosny, mieszczącą się w pobliżu fabryki amunicji, gdzie mężczyzna ćwiczący swoje konie, natknął się na zwłoki dziecka. Gerard był w pełni ubrany, a jego ciało nie było niczym przykryte, tak jakby zabójca chciał aby je odnaleziono. Z tylnej kieszeni spodni chłopca, wciąż wystawała koperta z pieniędzmi od mamy, brakowało mu natomiast granatowej czapki z daszkiem New York Yankees, którą miał na głowie w momencie rozstania z bratem. Z uwagi na dobro śledztwa i brutalność zbrodni, przyczyna śmierci chłopca nie została nigdy ujawniona.

Tropy

Kilka miesięcy później, w kwietniu 1998 r. Zgłosił się świadek, który twierdził, że w dniu zaginięcia Gerarda, widział dwóch mężczyzn szarpiących się z chłopcem. Kobieta stchórzyła i nie zainterweniowała. Zapamiętała natomiast, że jeden z nich był blondynem, a drugi brunetem, mogli mieć około 30 lat i prowadzili brązowe kombi. Nie była to jednak jedyna wskazówka. Na kilka tygodni przed porwaniem Gerarda, mężczyzna prowadzący kremowy sedan, zatrzymał się na przystanku autobusowym na którym stał inny 11- latek i zaproponował mu podwiezienie. Kiedy chłopiec odmówił, usilnie próbował namówić go na wejście do środka, aż w końcu odjechał.

Do tej pory policja przeprowadziła ponad 8500 czynności dochodzeniowych i zgromadziła około 5000 materiałów fizycznych w związku z zabójstwem Gerarda Rossa, w tym znalezioną na jego ciele sierść psa. Wyznaczono również nagrodę w wysokości 100 000 dolarów za informację, które doprowadzą do mordercy.  Mimo wszystko sprawa nadal pozostaje nierozwiązana.

Autor, Dorota Ortakci.

This slideshow requires JavaScript.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.