Let’s travel together.

Sprawa chłopca z walizek – morderstwo, które wstrząsnęło Wielką Brytanią

0
Jedna z najbardziej makabrycznych spraw dotyczących morderstwa w Wielkiej Brytanii. Dwie walizki, jeden chłopiec, szokująca próba identyfikacji i jedna wielka niewiadoma, która trwa już 53 lata.
Walizki

16 stycznia 1967 r. W angielskim hrabstwie Suffolk, farmer Fred Burggy właśnie wracał z pracy, kiedy coś przykuło jego uwagę. Pośrodku szczerego pola, kilkaset metrów od głównej drogi, tuż przy żywopłocie, leżały dwie walizki. Zaciekawiony mężczyzna bez chwili wahania zajrzał do jednej z nich…Po tej czynności nie musiał już otwierać drugiej, ponieważ dobrze wiedział jaką zawartość ona skrywa…Zszokowany robotnik ziemski potrzebował godziny, żeby się opanować i dotrzeć do budki telefonicznej skąd zawiadomił policję.

Obie walizki zawierały rozczłonkowane zwłoki młodego chłopca – w każdej po cztery części plus fragment garderoby w postaci starannie złożonej kurtki. Wieści o tym szokującym znalezisku błyskawicznie rozeszły się po sennej wiosce, a sprawa chłopca z walizek, stała się jedną z tych, dotyczących najokrutniejszych morderstw w historii Wielkiej Brytanii.

Fotografia głowy

Walizki  przetransportowano do zakładu medycyny sądowej, gdzie jeszcze tego samego dnia przeprowadzono sekcję. Badanie pośmiertne ujawniło, że ofiara została zgwałcona, uduszona, a następnie poćwiartowana. Według patologa zgon nastąpił około 48 godzin przed odnalezieniem.

W śledztwo dotyczące niezidentyfikowanego chłopca, zaangażowała się policja lokalna jak i  metropolitalna. Nie mając pojęcia, kim był zamordowany ani skąd pochodził, w celu jego identyfikacji podjęto dość niezwykły i szokujący krok. Głowę chłopca przewieziono do miejscowego zakładu pogrzebowego, gdzie pracownicy dołożyli wszelkich starań aby wyglądała ona jak najlepiej. Znamiona śmierci ukryto pod grubą warstwą makijażu, a wokół odciętej szyi przewiązano szalik. Tak przygotowana głowa, została sfotografowana, a jej zdjęcie przekazano mediom. Fotografia z poniższym opisem pojawiła się na stronach każdej gazety, której redaktor był na tyle odważny, by ją opublikować.

Zwracamy się do społeczeństwa z prośbą o pomoc w identyfikacji ofiary ohydnej zbrodni, która spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Chłopiec, którego widzicie na zdjęciu mógł mieć od 16 do 20 lat, był szczupły i niewysoki. Miał ciemnobrązowe i falowane włosy, oraz szaroniebieskie oczy, otoczone kępkami grubych i gęstych rzęs. To co go wyróżniało to liczne pieprzyki usiane na prawym policzku, po prawej stronie szyi i pojedyncze na lewym policzku. Chłopiec miał także dwie blizny. Jedna z nich umiejscowiona tuż przy grzbiecie nosa, druga zaś na prawym kolanie.

Około 80 mil dalej, w Londynie jeden z młodszych braci 17- letniego Bernarda Oliviera, który zaginął 6 stycznia, spojrzał na pierwszą stronę gazety. „Chrissy to twój brat prawda?”– powiedział jego kolega. „To Bernard. Nie ma mowy o pomyłce”– odpowiedział Chrissy po czym wsiadł w autobus i udał się do domu, gdzie czekał na niego ojciec i bracia. Przez całą drogę zastanawiał się jak przekaże im wiadomość o śmierci Bernarda.

O Bernardzie

Bernard Michael Olivier urodził się w 1949 r. jako czwarte z sześciorga dzieci George’a i Sheili Oliver. Rok przed zaginięciem chłopca, rodzicie się rozwiedli, a matka opuściła rodzinny dom, po czym introwertyczny nastolatek zamknął się w swojej skorupie. Ze swoimi trudnościami w nauce Bernard został wysłany do szkoły specjalnej, gdzie uczył się poprawnie pisać oraz czytać. W przeciwieństwie do jego kolegów Bernard był cichy i wycofany, ale kiedy się odezwał, okazywało się, że ma świetne poczucie humoru. 17- latek uwielbiał spacerować ze swoim ukochanym pudlem Pepe, a podczas tych spacerów dołączała do niego koleżanka, która mieszkała kilka domów dalej. Jednak dało się zauważyć, że chłopaka nie interesowała płeć przeciwna, dlatego też plotkowano, że jest innej orientacji. Sam Bernard ani nie potwierdzał, ani nie zaprzeczał.

Pewnego piątkowego wieczoru 6 stycznia 1967 r.  Bernard wyszedł z domu by spędzić wieczór z przyjaciółmi. Mimo, że był typem samotnika nie było to niczym niezwykłym, ponieważ od czasu do czasu dawał się wyciągnąć z domu. Ze spotkania nie wrócił, a następnego ranka rozpoczęto jego poszukiwania.

Wielka niewiadoma

Na początku dochodzenia próbowano ustalić pochodzenie dwóch walizek, które w dużej mierze nie były niezwykłe, prócz niewielkich szczegółów. Jedna walizka miała szaro- niebieski odcień, a druga była kremowa. Jedna nosiła inicjały „PVA”, a w drugiej znajdował się ręcznik z paragonem z pralni „QL 42”. Mimo starań nigdy nie udało się tego dokonać, a z powodu braku dowodów śledztwo stanęło w martwym punkcie.

Psycholog sądowy profesor Mike Berry, który spędził lata na przeprowadzaniu wywiadów i leczeniu przestępców, podzielił się swoimi spostrzeżeniami na temat tej sprawy:

  „Sprawca wyjątkowo rzadko ćwiartuje swą ofiarę i umieszcza ją w dwóch osobnych walizkach, a następnie porzuca w niewielkiej od siebie odległości. Jeśli już dokonuje takiej zbrodni, zazwyczaj rozrzuca szczątki tak by trudno było je odnaleźć i tym samym utrudnić identyfikację. Ze względu na odległość między Muswell Hill, w którym mieszkał Bernard, a Tattingstone, w którym został znaleziony, nie sądzę, aby zabójca rozczłonkował ciało i wiózł je ze sobą 80 km. Możemy więc założyć, że chłopiec został przetransportowany żywy, a następnie zamordowany, co mogło mieć miejsce od czterech do pięciu mil od miejsca w którym go znaleziono. Należy także zwrócić uwagę na fakt, że przy szczątkach znaleziono tylko sportową kurtkę Bernarda. Może to oznaczać, że zabójca zabrał resztę jego ubrań jako swoje trofea.

Podejrzani

W ciągu dziesięcioleci pojawiło się wielu podejrzanych, a wśród nich dwójka lekarzy: Martin Reddington i John Byles. Obaj byli chirurgami, a według biegłych tylko lekarz bądź student medycyny, mógł dokonać tak precyzyjnych cięć. Mężczyźni byli także kolegami i lubowali się w nieletnich chłopcach, dlatego też do tej pory uważa się ich za głównych podejrzanych, mimo, że oboje już nie żyją. W 1965 r. Na Martina wydano nakaz aresztowania pod zarzutem molestowania nieletnich. W 1977 r. Został oskarżony o gwałt kolejnego chłopca do którego doszło w Sydney w Australii. Niestety z braku dowodów nigdy nie udało się go połączyć ze sprawą morderstwa Bernarda. Mężczyzna zmarł w maju 1995 r. W wieku 63 lat.

Jego kolega po fachu, John opuścił Wielką Brytanię na początku lat siedemdziesiątych i udał się do Australii. Przeprowadzka miała miejsce, w momencie w którym brytyjska policja rozpoczęła dochodzenie w sprawie wykorzystywania seksualnego chłopców w wieku od 9 do 14 lat. 17 grudnia 1974 r. John także został aresztowany w Sydney pod zarzutem gwałtu na nastolatku. Wyszedł z więzienia za kaucją, a niedługo później w hotelowym pokoju odnaleziono jego ciało. Przed samobójstwem John napisał dwa listy, jeden do policji, drugi do Martina. Przepraszał w nich za swoje czyny, ale nie nawiązał ani słowem do sprawy Bernarda.

Trzecim podejrzanym był Joe Meeks – producent muzyczny, autor tekstów i ulubieniec tej samej płci. Mężczyzna prowadził studio nagrań, a według przyjaciół Bernarda, ten bardzo często je odwiedzał. Plotki głoszą, że prócz pasji do muzyki, łączyły ich bardziej zażyłe stosunki. 3 dni po pogrzebie Bernarda, Joe zamordował swoją gospodynię i popełnił samobójstwo. Miało to miejsce po tym jak otrzymał wezwanie na przesłuchanie.

Nowy trop po latach

45 lat po morderstwie Bernarda, w 2012 r. Na policję zgłosił się mężczyzna imieniem Robert Thurston. W momencie popełnienia zbrodni, Robert był nastolatkiem. Pewnej nocy na kilka dni przed odnalezieniem szczątek Bernarda, spotkał się ze swoim przyjacielem by pojeździć na skuterze.

Było około 1 w nocy, kiedy usłyszeliśmy huk. Zainteresowani skąd pochodzi, zsiedliśmy ze skutera, przeszliśmy przez dziedziniec i przystanęliśmy za rogiem budynku, ciekawi kto tam jest. Zbliżyliśmy się do bramy, a po jej lewej stronie stały dwie walizki. W ich kierunku zmierzał mężczyzna w różowych, lateksowych rękawiczkach. Dobrze zapamiętałem te rękawiczki, ponieważ byłem świeżo po operacji wyrostka robaczkowego. Lekarze i pielęgniarki nosili identyczne. Człowiek ten ubrany był w długi ciemny płaszcz i przyprawiał o dreszcz. Kiedy odwrócił się w naszym kierunku, bez chwili namysłu wsiedliśmy na skuter i uciekliśmy. Jego twarz była przerażająca. Zupełnie jakby stworzona na potrzeby horroru. Długa, pociągła i o ostrych rysach…Od tamtej pory minęło już tyle lat, a ja nadal widzę ją w snach.

Robert wyznał, że po raz pierwszy skontaktował się z policją dziesięć lat po morderstwie Bernarda, ale czuł, że nie jest traktowany poważnie i dlatego też nie złożył oficjalnego oświadczenia. Śledztwo w sprawie morderstwa Bernarda zostało ponownie otwarte w 2017 r. I trwa po dziś dzień. Nadal nie ustalono kto i dlaczego dopuścił się tak okrutnego czynu.

Autor, Dorota Ortakci

This slideshow requires JavaScript.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.