Let’s travel together.

Ślady dziecięcych butów prowadziły w jedną stronę. Jon i Gabriel mieli do przebycia zaledwie kilka kroków – ich ciał nigdy nie odnaleziono.

3

Czwartek, 14 stycznia 1982 roku. Kiedy tego dnia 11-letni Jon Dabkowski wrócił ze szkoły do domu, na dworze było bardzo zimno. Jon i jego pięcioletnia siostra Melanie mieszkali z matką Jeanine w skromnym domu w Tarentum, Pensylwania. Ostatnie kilka lat było dla Jeanine ciężkie. Dwa lata wcześniej Melanie została potrącona przez samochód i przez miesiąc była w śpiączce.

Jon

Jeanine i jej mąż już przed wypadkiem nie byli udanym małżeństwem, a sytuacja się pogorszyła, gdy Melanie była w szpitalu. Ich córka ostatecznie wyzdrowiała, ale małżeństwo nie. Jeanine samotnie sprawowała opiekę nad obojgiem dzieci, a od niedawna zaczęła się spotykać z pewnym mężczyzną. Jej partner, Bob Richards był policjantem w Tarentum i Jon dobrze się z nim dogadywał. Jon był skautem, lubił grać w piłkę nożną i baseball, ale jego ulubioną rozrywką było dokuczanie młodszej siostrze. Tego popołudnia gonił ją po domu z kajdankami Boba.

Jon i jego rodzina właśnie skończyli jeść kolację, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. To był najlepszy przyjaciel Jona, Gabriel Minarcin. Gabe i jego rodzina przeprowadzili się do Tarentum pięć miesięcy wcześniej. Gabe, który zamieszkał zaledwie kilka domów dalej od domu Jona, był o rok od niego młodszy, ale ta nieznaczna różnica nie miała wpływu na ich przyjaźń. Chłopcy udali się do pokoju Jona i przez chwilę słuchali muzyki na jego magnetofonie. Około godziny 17.30 Gabe powiedział, że musi iść do domu na kolację, i poprosił Jona, aby poszedł z nim. Chociaż spacer był krótki – trwał niecałą minutę – ale na zewnątrz było bardzo zimno, więc chłopcy przed wyjściem zawinęli się w grube, ciężkie płaszcze i nałożyli czapki. Jeanine przypomniała Jonowi, że jutro idzie do szkoły, więc musi być w domu przed 20:00. Bob żartobliwie przypomniał im, że tej nocy będzie patrolował okolicę i nie chciał przyłapać chłopców na rzucaniu śnieżkami w samochody. Chłopcy roześmiali się tylko i wyszli.

Gabe

Gabe mieszkał z rodzicami i dwoma młodszymi braćmi, a jego matka była wówczas w ciąży. Kiedy po raz pierwszy wrazili zainteresowanie domem w Tarentum, właściciel nie chciał im go wynająć. Rzeka Allegheny znajdowała się zaledwie kilka metrów od domu, a właściciel nie był pewien, czy będzie to bezpieczne dla rodziny z małymi dziećmi. Larry i Margaret Minarcin nie poddawali się i przekonywali, że ich dzieci nie będą zbliżać się do rzeki, a właściciel posiadłości w końcu się zgodził. Wielokrotnie ostrzegali swoich synów, że rzeka jest niebezpieczna i mieli zakaz zbliżania się do niej. Matka Jona również ustanowiła surowe zasady dotyczące rzeki. Jon doskonale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych ze zbliżaniem się do rzeki, zwłaszcza zimą. Rok wcześniej w Pittsburgh Post-Gazette wydrukowano zdjęcie ludzi spacerujących po zamarzniętej rzece, a Jon z oburzeniem zwrócił na to uwagę swojej matce. Wiedział, jak niebezpieczna może być rzeka, i nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś miałby ryzykować chodzenie po niej.

Telefon

Gdy Bob wyszedł do pracy, do domu Jeanine zadzwonił jej tata. Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że już minęła 20.30, a Jon nie wrócił do domu. Zwykle zachowywał się odpowiedzialnie i zawsze do niej dzwonił, jeśli z jakiegoś powodu miał się spóźnić. Jeanine szybko pożegnała się z ojcem i odłożyła słuchawkę. Założyła, że ​​Jon próbował dodzwonić, kiedy linia była zajęta. W 1982 roku nie było połączeń oczekujących ani poczty głosowej. Gdyby Jon próbował wtedy zadzwonić, nie miałby możliwości zostawienia wiadomości. Odczekała kilka minut, ale syn nie zadzwonił. Jeanine skontaktowała się z rodzicami Gabe’a i dowiedziała się, że chłopcy nie pojawili się w domu tego wieczoru. Para doszła do wniosku, że ich syn zdecydował się zostać u Jona, zamiast wracać do domu na obiad, więc się nie martwili.

Lodowisko

Początkowo Jeanine była zirytowana. Jon wiedział, że tego dnia ma wrócić przed 20.00 i nie informował jej aby wybierali się gdzie indziej niż do domu Gabriela. Postanowiła jednak zadzwonić na lokalne lodowisko, gdzie chłopcy lubili spędzać wolny czas, a pracownik, który odebrał telefon, powiedział jej, że Jon i Gabe właśnie stamtąd wyszli. Kobieta udała się drogą prowadzącą na lodowisko, w nadziei, że spotka ich po drodze, ale tak się nie stało. Co więcej, po rozpytaniu kilku tamtejszych dzieciaków, które znały jej syna, okazało się, że Jon’a i Gabe’a nie było tamtego dnia na lodowisku. Pracownik lodowiska, z którym rozmawiała kobieta, miał w zwyczaju odpowiadać rodzicom, którzy dzwonili, że ich dziecko właśnie wyszło. Było to zdecydowanie łatwiejsze niż próba ustalenia, czy dana osoba tam jest, czy nie. Nie wiedząc, co się dzieje i starając się zachować spokój, Jeanine wróciła do domu i wezwała policję.

Poszukiwania

Policja przepytywała okolicznych mieszkańców, próbując znaleźć świadka, który widział tamtego wieczoru zaginionych chłopców. Większość z nich nie było w stanie pomóc. Mało kto wychodził tamtego wieczoru ze względu na panujące niskie temperatury (tego wieczoru temperatura wahała się od -12 do -20 stopni Celsjusza). Pojawił się jeden świadek, który rzekomo widział jakiś chłopców bawiących się nad rzeką około godziny 17:45. Była to sąsiadka, która wracała akurat z salonu piękności. W poszukiwaniach wzięły udział psy tropiące, które poprowadziły do pustej łodzi mieszkalnej zacumowanej na rzece w pobliżu Riverview Park.

Rzeka

Policja znalazła ślady dziecięcych butów prowadzące do rzeki, ale nie znaleziono żadnych, które prowadziłyby od rzeki. Wzdłuż brzegu rzeki lód był wystarczająco gruby, aby utrzymać ciężar człowieka, ale w połowie szerokości był zdecydowanie cieńszy. Poszukiwacze odkryli dziurę w lodzie, która znajdowała się około 10 stóp od miejsca, w którym cumowała łódź mieszkalna, i 30 stóp od brzegu rzeki. Na podstawie tych dowodów policja była przekonana, że ​​chłopcy wpadli pod lód i utonęli.

Chociaż byli prawie pewni, że chłopcy zostaną znalezieni w rzece, na wszelki wypadek przeszukano całe miasto. Ponad 100 policjantów, strażaków i ochotników cywilnych kręciło się po Tarentum. Wiedzieli, że jeśli chłopcy się zgubili i przebywali na zewnątrz, nie mogliby długo przeżyć. Nikt nie byłby w stanie przetrwać całej nocy przy tak mroźnej temperaturze i przenikliwym wietrze.

Nurkowie

W ciągu następnych dziesięciu dni przeprowadzono liczne przeszukiwania rzeki. Wezwano zespół 35 nurków z Korpusu Armii Stanów Zjednoczonych, aby wesprzeć nurków policji stanowej. Część policjantów uważała, że chłopcy zostali porwali ​​przez nurt rzeki. Inni uważali, że chłopcy zostali wciągnięci pod wodę przez swoje ciężkie ubrania i prawdopodobnie zaczepili się gdzieś na dnie rzeki, która miała około 18 stóp głębokości. Żaden z nurków nie był jednak w stanie znaleźć najmniejszego śladu chłopców w wodzie. Woda była zbyt zimna, aby nurkowie mogli w niej przebywać przez dłuższy czas, ponieważ temperatury osiągały rekordowe minusowe temperatury.

Nawet certyfikowani nurkowie nie mogli pracować w tak ekstremalnym mrozie, ponieważ ich aparaty oddechowe zamarzały w ciągu 30 minut. W końcu, bez śladu chłopców – i żadnego dowodu, że znaleźli się w wodzie – przerwano przeszukiwania rzeki. Policja nie chciała ryzykować bezpieczeństwa nurków, zwłaszcza gdy nie byli w 100% pewni, że Jon i Gabe wylądowali w wodzie. Poszukiwania nie zostały całkowicie przerwane. Helikopter policyjny nadal regularnie krążył nad rzeką, a rybacy pracujący w tym rejonie byli proszeni o szczególną uwagę.

Bez śladu

Rodzice Jona i Gabe’a mieli mieszane uczucia, kiedy odwołano poszukiwania na dnie rzeki. Z jednej strony nie chcieli, aby nurkowie ich tam znaleźli. Chcieli wierzyć, że ich synowie wciąż żyją, ale ból związany z niepewnością ściskał im serce. Desperacko chcieli odpowiedzi, ale w przeciwieństwie do policji nie byli przekonani, że chłopcy wylądowali w rzece. Zwrócili uwagę na fakt, że dokładne przeszukanie rzeki nie przyniosło żadnych dowodów na poparcie tej teorii. Jeśli jakimś cudem by się tam znaleźli, został by po nich jakiś ślad, a dopóki policja nie była w stanie im go przedstawić, wierzyli, że ich dzieci żyją.

Jon i Gabe wiedzieli, że nie powinni zbliżać się do rzeki i nigdy wcześniej tego nie robili. Żadna z matek nie mogła uwierzyć, że wybraliby tak mroźny, zimny dzień, aby po raz pierwszy złamać ten zakaz. Świadek, który widział dwóch chłopców bawiących się w pobliżu rzeki, nie miał pewności, czy byli to Jon i Gabe. Nawet gdyby to byli oni, widziano ich tylko w pobliżu rzeki. Nie było świadków, którzy widzieli, jak chodzili po zamarzniętej wodzie. Dom Gabe’a znajdował się zaledwie dziesięć stóp od brzegu rzeki.

Żal

Obie matki były wściekłe, że FBI nie zaangażowało się w sprawę. W tym czasie policja uniemożliwiała FBI angażowanie się w sprawy zaginionych dzieci, chyba że istniały dowody na to, że miało miejsce uprowadzenie, żądanie okupu lub dowody na to, że dziecko zostało przetransportowane poza granice stanu. W sprawie tej dwójki nie zaistniała żadna z tych okoliczności. FBI przesłało jedynie zdjęcia chłopców do bazy danych NCIC (National Crime Information Center). Zrozpaczone matki chłopców potępiły tę politykę, twierdząc, że FBI przyznało dzieciom status drugiej kategorii. Podczas gdy angażowali się w poszukiwanie skradzionych samochodów i „brudnych” pieniędzy, nie chcieli zająć się zaginięciem dzieci.

Poczekamy, zobaczymy

Do 11 lutego, niecały miesiąc po zaginięciu chłopców, Larry i Margaret Minarcin napisali list do redaktora Pittsburgh Post-Gazette, w którym oświadczyli, że są zdruzgotani całkowitą apatią ze strony lokalnej policji, która badała sprawę. Uważali, że policja zbyt szybko uznała chłopców za ofiary utonięcia, pomimo braku jakichkolwiek dowodów na to, że wpadli do rzeki. Chociaż byli wdzięczni wszystkim ochotnikom, którzy pomagali w przeszukiwaniu rzeki, uważali, że policja powinna zbadać inne możliwości. Ich zdaniem policja nie robiła już nic, aby znaleźć chłopców. Zamiast tego przyjęli postawę „poczekamy, zobaczymy”, zakładając, że ciała chłopców w końcu wypłyną w którejś części rzeki. Rodzice Gabe’a wierzyli, że fakt, iż chłopcy nie pochodzili z zamożnych rodzin, miał wiele wspólnego z tym, dlaczego policja nie zajmowała się sprawą jak należy.

Ojczym

Bob Richards znajdował się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Był ojczymem Jona i zarazem policjantem. Rozumiał, dlaczego policja przyjęła takie podejście do sprawy. Widział ślady prowadzące do rzeki i przyznał, że nie widział żadnych prowadzących z powrotem. Logicznym wnioskiem było to, że chłopcy w jakiś sposób wpadli do wody. Z drugiej strony Bob bardzo dobrze znał Jona i nie mógł uwierzyć, że chłopiec udałby się tamtego dnia w pobliże rzeki. Już sam ten fakt utwierdził go w przekonaniu, że jest możliwe, że chłopcom przytrafiło się coś innego. Ale obruszył się na sugestię rodziców Gabe’a, że ​​policja nie przejęła się sprawą chłopców, ponieważ nie byli zamożni. Bob wiedział z pierwszej ręki, jak bardzo policji zależy na rozwiązaniu takich spraw niezależnie od statusu majątkowego rodziny zaginionego.

Kevin i Kenny

Mijały miesiące, a po chłopcach nie było śladu, więc detektywi byli realistami co do tego, że najprawdopodobniej nigdy nie zostaną znalezieni żywi. Nie było dowodów sugerujących porwanie, nikt nie wierzył, że chłopcy mogliby uciec z własnej woli, nie mieli też żadnych problemów domowych…

Detektywi byli pewni, że chłopcy nie żyją, ale nie mieli rozstrzygających dowodów na poparcie tej teorii. Ich personalia pojawiły się w krajowej bazie danych dotyczącej osób zaginionych. Od czasu do czasu policja otrzymywała wskazówki, że chłopcy byli byli gdzieś widziani, i badano każdy napływający trop. We wrześniu 1986 roku pewien rozmówca ze Spokane w stanie Waszyngton powiedział policji, że Gabe mieszka w jego mieście i przedstawia się jako Kevin. Inna osoba zadzwoniła z Rock Springs w Wyoming i powiedziała, że ​​widziała tam Gabe’a posługującego się nazwiskiem Kenny Schramm. Po zbadaniu tropów okazało się, że prowadzą donikąd.

Fałszywy Jon

9 lipca 1998 r. Policjant stanu Virginia, Philip Stinson, zatrzymał samochód, który pędził autostradą międzystanową 77. Funkcjonariusz poprosił kierowcę o okazanie prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego samochodu. Zgodnie z dokumentami, mężczyzna nazywał się Jon Michael Dabkowski, a jego adres zamieszkania to Ladson w Południowej Karolinie. Po sprawdzeniu jego danych okazało się, że osoba o tych personaliach od wielu lat znajduje się na liście osób zaginionych. Był to zarzut, któremu kierowca zaprzeczył, mówiąc policjantowi, że sprawa tego zaginięcia została rozwiązana wiele lat wcześniej i jest nieaktualna. Mimo, iż to wszystko wydawało się mu dziwne, nie miał powodu aby zatrzymać kierowcę, więc wystawił mu mandat i pozwolił odjechać.

Jednak gdy tylko wrócił na komisariat i zadzwonił do władz Pensylwanii i szybko okazało się, że sprawa jest nierozwiązana. Trzeba było jak najszybciej mężczyznę podającego się za zaginionego 17 lat wcześniej chłopca. Przez kilka krótkich godzin Jeanine była zachwycona. Iskra nadziei, którą podtrzymywała przez te wszystkie lata, zapłonęła. Ona i Bob Richards, teraz mąż i żona, a także ojciec Jona byli gotowi na podróż do Ladson w Południowej Karolinie. Ale szybko ich nadzieja zgasła. Zanim zdążyli opuścić posterunek, władze Wirginii ustaliły, że tym mężczyzną nie jest Jon Dabkowski, a Neil Hammons, za którym wydano nakaz aresztowania w Południowej Karolinie. Neil znalazł zdjęcie Jona w bazie dzieci zaginionych i zdecydował się przejąć jego tożsamość.

Co się stało 14 stycznia 1982 roku?

Dzięki wpadce Neila Hammonsa sprawa zaginionych chłopców na chwilę powróciła na pierwsze strony gazet, ale wkrótce z powrotem zniknęła w zapomnieniu. Przez pierwsze kilka lat po zniknięciu Jona, Jeanine zostawiała zapasowy klucz do domu ukryty pod wycieraczką, w razie gdyby jej syn kiedyś wrócił. Rodzina nadal mieszka w tym samym domu, w którym mieszkali, kiedy zniknął Jon.

Rodzice Gabe’a nie mieszkają już w domu nad rzeką. Przebywali tam do roku, w którym Gabe skończył 18 lat, a potem zdecydowali, że czas ruszyć dalej. W chwili zniknięcia syna Margaret była w ciąży, ale niestety dziecko urodziło się zbyt wcześnie, aby przeżyć. Kilka lat później ponownie zaszła w ciążę i urodziła zdrowego chłopca, a następnie kolejne dziecko z porażeniem mózgowym. Mając pod opieką troje dzieci, ona i Larry nie mogli pozwolić, aby rozpacz zawładnęła ich życiem i pogodzili się z faktem, że Gabe najprawdopodobniej nigdy nie zostanie odnaleziony. Ale podobnie jak rodzice Jona, nigdy nie przestaną się zastanawiać, co dokładnie wydarzyło się tamtego styczniowego dnia.
Rysopis
Jon Dabkowski w chwili zaginięcia miał 11 lat . Miał brązowe włosy i piwne oczy i ma małą bliznę pod lewym okiem. W wieku 11 lat miał 4’10 ” wzrostu i ważył około 70 funtów. Ostatnio widziano go w niebieskich dżinsach, czerwonej bluzie, butach, bordowo-brązowej kurtce i czerwono-białej czapce z bąblem.

Gabriel Minarcin w chwili zaginięcia miał 10 lat. Jeśli żyje jest białym mężczyzną o brązowych włosach i piwnych oczach. Ma pieprzyk na prawym nadgarstku i uszczerbiony przedni górny ząb. W wieku 10 lat miał 4’0 ”wzrostu i ważył około 60 funtów. Ostatnio widziano go w dżinsach, butach, czapce z frędzlami i bordowej kurtce.

Jeśli masz jakiekolwiek informacje dotyczące Jona lub Gabriela, skontaktuj się z Departamentem Policji Tarentum pod numerem 412–224–1515.

 

3 Komentarze
  1. Sea mówi

    Strona ciekawa, ale całą powagę szlag trafia, gdy co chwila trafia się na błędy (ortograficzne – najczęściej dotyczące końcówek pod postacią „om” zamiast „ą”) i jeden gramatyczny, który sprawia, że ma się chęć klawiaturą rzucać – Wyraz „szczątki” w dopełniaczu to „szczątków” a nie „szczątek”!

  2. Qubb mówi

    Przestań narzekać i marudzić. Ciesz się , że masz to za darmo cebulaku.

  3. Dab mówi

    Kto się przezywa, ten sam się tak nazywa – przykra wada, gdy masz się za jakiegoś lepszego od innych.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.