Let’s travel together.

Przemierzył 4000 mil aby odebrać sobie życie? Dziwna historia Neila Dovestone’a

0
Sprawa Neila Dovestone pozostaje jedną z najbardziej intrygujących tajemnic współczesnej Wielkiej Brytanii, a jej szczegóły są równie niejednoznaczne, jak tragiczne. Co skłoniło tego starszego mężczyznę do przebycia 4000 mil w celu popełnienia samobójstwa na Saddleworth?

Przenieśmy się zatem do grudnia 2015 roku, na lotnisko w Lahore, w Pakistanie.

Grudzień 2015

10 grudnia 2015 r. starszy mężczyzna wsiada do samolotu z Lahore, w Pakistanie, do Londynu. Po przemierzeniu 4000 mil, ten pozornie, normalnie wyglądający mężczyzna, udaje się w dalszą drogę – 197 mil na północ, do Saddleworth. Mężczyzna nie ma ze sobą żadnej walizki ani bagażu podręcznego. Jest ubrany w płaszcz typu mac, proste spodnie i mokasyny.

11 grudnia wchodzi do pubu Clarence o godz. 14.00, a właściciel pubu Mel Robinson zwraca na niego szczególną uwagę. Większość jego klientów to turyści, dobrze przygotowani do długiej podróży przez nierówny teren wrzosowiska Saddleworth.

Na szczyt góry

Mel Robinson, patrząc na samotnego emeryta, który właśnie przed nim stanął, pomyślał, że jest w nim coś dziwnego. Nieznajomy był wysokim, białym mężczyzną o cofających się siwych włosach, brązowych oczach i wydatnym nosie. Poprosił o wskazówki, jak dostać się na „szczyt góry”, szczyt znajdujący się 1500 stóp ponad zbiornikiem Dovestone. Pomimo dziwnej aury jaką wokół siebie roztaczał, zachowywał się racjonalnie, był spokojny i pewny swego. Nie chciał drinka ani nawet szklanki wody.

Nie pokonasz drogi na szczyt i z powrotem przed zmrokiem ”-  mogły to być ostatnie słowa wypowiedziane do tego człowieka. Ignorując to ostrzeżenie, dziwny mężczyzna po prostu podziękował Robinsonowi i kontynuował swoją drogę, w mglistej, deszczowej aurze, tego zimnego popołudnia.

Makabryczne odkrycie

Dla rowerzystów lubiących wyzwania, szlaki wiodące przez Saddleworth Moor są idealne. Strome zbocza górskich ścieżek oraz nagłe zjazdy są idealne dla tych, którzy chcą sprawdzić swoje umiejętności. 12 grudnia Stewart Crowther właśnie to robił.

Po kilku godzinach jazdy rowerem, Stewarta dopada burza marznącego, ulewnego deszczu. Mimo utrudnień atmosferycznych, mężczyzna prze pod górę i nagle się zatrzymuje. Nie za sprawą zmęczenia ale niezwykłego widoku na brzegu wzgórza. Stewart zauważa leżącą w bezruchu postać. Wołanie do niej jest bezskuteczne ze względu na tłukący deszcz, który zagłusza wszystkie inne dźwięki. Gdy rowerzysta zbliża się do brzegu wzgórza, jego oczom ukazuje się, starszy mężczyzna, leżący na plecach, z rękami skrzyżowanymi na brzuchu. Wygląda jakby odpoczywał patrząc w niebo. Po chwili, Stewart odkrywa, ku swojemu przerażeniu, że starszy mężczyzna wcale nie odpoczywa ale jest martwy.

Początek zagadki

Kiedy zaalarmowani członkowie zespołu wolontariuszy Mountain Rescue przybyli na miejsce, od razu pomyśleli, że mężczyzna zmarł na zawał serca po długiej wędrówce. Następnie na miejsce przybyła policja, przeszukali mężczyznę pod kątem próby identyfikacji.

W kieszeni płaszcza odkryto 130 funtów. Wydawało się, że to dość niezwykła ilość gotówki aby zabierać na wyprawę do Saddleworth, szczególnie z uwagi na fakt, że nie miał portfela, w którym można by je schować. W kieszeni płaszcza znaleziono również puste opakowanie po lekach. Opakowanie było opatrzone nazwą Thyroxine Sodium a informacje o leku napisane były zarówno w języku urdu, jak i angielskim. Mężczyzna nie posiadał przy sobie żadnych dokumentów przez co jego tożsamość pozostawała nieznana.

John Doe czyli Neil Dovestone

Po raz pierwszy w historii, Saddleworth Moor wydawał się mieć własnego Johna Doe. Po przewiezieniu martwego mężczyzny do Royal Oldham Hospital, pracownicy nazywali go Neil Dovestone, od miejsca, w którym został znaleziony.

Sekcja zwłok ujawniła, że przyczyną śmierci nie był zawał serca ale zatrucie strychniną. Ta szczególna trucizna, niegdyś stosowana do zwalczania szkodników w Wielkiej Brytanii, jest popularną trucizną w Pakistanie, gdzie jest używana do zwalczania populacji dzikich psów. Po spożyciu mięśnie zwierzęcia powoli się kurczą a śmierć jest powolna i bolesna. Czy tak właśnie chciał umrzeć Neil Dovestone? Czy myślał o sobie jako o szkodniku, którego należy zlikwidować? Jak zwykle w przypadku niezidentyfikowanych ciał, jedna rozwiązana tajemnica prowadzi do tuzina kolejnych. Dlaczego ten człowiek udał się w tak daleką drogę, z Pakistanu, by popełnić samobójstwo na zboczu wzgórza w Anglii? A co ważniejsze, czy rzeczywiście było to samobójstwo?

This slideshow requires JavaScript.

Tożsamość

W efekcie niestrudzonej pracy śledczych, jego tożsamość została wreszcie odkryta. Podczas autopsji zauważono, że w pewnym momencie życia, Neil Dovestone przeszedł operację biodra. Wiele płytek chirurgicznych używanych w takich operacjach jest opatrzonych nadrukowanym numerem seryjnym. Przeszukując bazę danych, badacze znaleźli ważną wskazówkę: ta konkretna konstrukcja płytki, była legalna tylko w Pakistanie i została zamontowana w szpitalu w Lahore.

W styczniu 2017 r. można było wreszcie nadać imię tej niezidentyfikowanej twarzy. David Lytton. W chwili śmierci miał 67 lat. David rodził się 21 kwietnia 1948 r, w Londynie, w żydowskiej rodzinie, jako David Lautenberg. Po kłótni z rodzicami, David zmienił nazwisko i przez jakiś czas żył samotnie, po czym niespodziewanie przeniósł się do Pakistanu z mężczyzną o imieniu Salim Akhtar, w 2006 roku.

Przeszłość

Próbując dalej badać sprawę, śledczy zwrócili uwagę na przyjaciół i rodzinę Davida. Jego brat opisał go jako „samotnika”, a jego była dziewczyna, Maureen Toogood, przypomniała sobie, że popadł w „depresję” po tym jak poroniła ich długo wyczekiwane dziecko.

Lytton mieszkał w Streatham, w południowym Londynie od lat 80. XX wieku, aż do przeprowadzki do Pakistanu w 2006 r. Jego byli sąsiedzi powiedzieli, że był krupierem a jeszcze wcześniej pracował jako maszynista w londyńskim metrze. Lytton przybył do Lahore 6 października 2006 r., sześć miesięcy później pojechał do Dubaju. Wrócił do Lahore po czterech dniach, 31 marca 2007 r. W listopadzie ponownie wyjechał, ale nie znaleziono żadnych danych odnośnie jego powrotu.

Mężczyzna nie był znany władzom w Pakistanie, a jego odciski palców nie pasowały do ​​żadnego zarejestrowanego w Pakistanie, Wielkiej Brytanii i innych krajach. Nie znaleziono dowodów łączących go z przypadkami osób zaginionych.

Kiedy przybył do Londynu, dwa dni przed śmiercią, Lytton spotkał się ze swoim wieloletnim przyjacielem, Salimem Akhtarem. Akhtar podrzucił go do Travelodge w Ealing, gdzie zarezerwował pobyt w hotelu na pięć dni, płacąc gotówką 307 £. Z jakiegoś powodu, David został w swoim pokoju tylko przez jedną noc. Dziwi również kwestia biletu lotniczego, David kupił bilet w dwie strony. Dlaczego miałby kupować drogi bilet powrotny, skoro nie zamierzał wracać do Lahore?

Szpieg

Szybko rozeszły się pogłoski, że David Lytton był szpiegiem. W tej branży, szpiegom wręcza się L-pill (samobójczą pigułkę), aby uniknąć śmierci w męczarniach, na wypadek gdyby kiedykolwiek wpadli w ręce wroga. Zwykle jest to mała kapsułka zawierająca cyjanek, której połknięcie powoduje szybką śmierć. Wielu ówczesnych teoretyków uznawało to, za prawdopodobne wytłumaczenie tego, co się wydarzyło. 

Jego pakistańscy sąsiedzi przypomnieli sobie pewien incydent, który miał miejsce na tydzień przed jego śmiercią. Na początku grudnia, David gorączkowo przemierzał lokalne biura podróży i żądał biletu w jedną stronę do Londynu. Niezwykle było również to, że David mimo iż mieszkał 9 lat w Pakistanie, nie był w stanie wymówić ani jednego słowa w języku urdu. Jakkolwiek, wszystko wskazywało na to, że coś na tyle przeraziło mężczyznę, że postanowił wrócić do swojego ojczystego kraju, być może w jego mniemaniu było to bezpieczne miejsce. Wydaje się więc wielce prawdopodobne, że David przed czymś lub kimś uciekał…

Pytania bez odpowiedzi

Frustrujące jest to, że wciąż nie mamy jednoznacznych odpowiedzi. Po dochodzeniu w sprawie śmierci Davida Lyttona w 2017 r. koroner stwierdził, że „podstawowe pytania” pozostają bez odpowiedzi. Innymi słowy, pomimo wszystkich wskazówek w tej sprawie, nikt tak naprawdę nie wie, co wydarzyło się w ostatnich dniach życia Davida Lyttona. Sprawa ta jest zarówno frustrująca, jak i tragiczna. Jego brat, Jeremy, wspominał ich dzieciństwo i stwierdził, że Dawid „nie był z tego wieku”. Czy padł ofiarą własnego umysłu, czy czegoś  złowrogiego, pozostaje otwartym pytaniem, na które być może nigdy nie uda odpowiedzieć.

 

Autor: KaPaMa
Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.