Let’s travel together.

Ojciec wykopał ciało córki własnymi rękami- Morderstwo na plaży

2

Toyah Cordingley była 24- letnią, beztroską, żądną przygód, piękną kobietą, która mieszkała w Woree ( Południowo-wschodnia Australia). Toyah na co dzień pracowała na pełen etat jako farmaceutka i miała stałego partnera imieniem Marco, z którym mieszkała od dwóch lat.

Tą dwójkę dobrodusznych i młodych ludzi połączyły przede wszystkim wielkie serca, empatia, współczucie i ogromna miłość do zwierząt. Oboje udzielali się w lokalnym schronisku jako wolontariusze, brali też udział w zbiórkach na potrzebujące zwierzęta oraz usilnie szukali dla nich nowych domów.

„Toyah miała piękną i wrażliwą duszę, a to w połączeniu z jej urodą i cudownym, wesołym usposobieniem, które wyrażały jej kolorowe włosy, sprawiały, że każdy kto miał okazję porozmawiać z nią chociaż przez minutę, zapamiętał ją na całe życie”– Tak opisała Toyah jej najlepsza przyjaciółka.

 

W niedzielę 21 października 2018 r. Toyah wstała wczesnym rankiem i udała się do apteki na swoją pierwszą zmianę. Po pracy poszła na pobliski targ gdzie zrobiła zakupy, po czym udała się do domu, gdzie na swój rutynowy spacer, oczekiwał czworonożny podopieczny. Toyah uwielbiała jeździć z psem w odległe, spokojne miejsca, gdzie z dala od miejskiego zgiełku, w ciszy i harmonii, uczyła go nowych sztuczek, albo zakładała na uszy słuchawki i biegała. Tego dnia Toyah udała się na oddaloną o 25 mil plażę Wangetti– rajskie miejsce, chętnie odwiedzane przez turystów- szczególnie w październiku, który jest początkiem australijskiego lata.

Czas mijał, a Toyah nie wracała do domu. Zaniepokojony Marco próbował do niej dzwonić wielokrotnie, jednak telefon był wyłączony. O godzinie 21:00 na lokalny komisariat policji wpłynęło zgłoszenie o zaginięciu:

„Moja dziewczyna Toyah Cordingley wyszła jak każdego dnia na spacer z psem. Miała jechać na plażę Wangetti. Nie mam jej już 7 godzin, a telefon jest wyłączony. „– Policjant kazał jednak czekać 24 godziny, uspokajając chłopaka, że jego dziewczyna na pewno wróci.

Zdenerwowany Marco, ani myślał siedzieć bezczynnie i czekać. O zaistniałej sytuacji poinformował rodziców Toyah i już o 23:00 wspólnie zjawili się przy wejściu do plaży, gdzie na parkingu stał samochód Toyah- Mitsubishi Blue z 2009 r. To dało wszystkim nadzieję:

„Myśleliśmy, że być może skończyła jej się benzyna, a telefon rozładował…Że szuka gdzieś pomocy, albo, że zasłabła, że jest ranna…”– Wspominał Marco.

Sytuacja stała się bardziej złowieszcza kiedy około 800 metrów dalej znaleziono psa. Skomlał z bólu i przerażenia, ponieważ był tak ciasno przywiązany do drzewa, że nie mógł ani usiąść, ani się położyć. Chociaż pies był obolały i drżał ze strachu, wyszedł z tej sytuacji bez szwanku, a dla bliskich zaginionej kobiety, stało się jasne, że musiało wydarzyć się coś złego.

Zaczęło świtać kiedy niestrudzony poszukiwaniami ojciec przemierzał plażę i dostrzegł z daleka coś co zdawało się wystawać z piasku. Mężczyzna rzucił się pędem w stronę tajemniczego obiektu i wkrótce zdał sobie sprawę z tego, że z wilgotnego piachu wystaje ludzka stopa. Po chwili własnymi rękami wykopał z prowizorycznego grobu swoją martwą córkę. Toyah była naga i zakrwawiona. Późniejsza sekcja zwłok ujawniła, że została zgwałcona, a zmarła w wyniku ran od noża. Na ciele miała też wiele ran obronnych, co oznacza, że walczyła ze swoim napastnikiem.

 

Toyah została brutalnie zamordowana i ten fakt był niepodważalny. Charakter i ilość zadanych ran wskazywały na to, że zabójca działał z ogromną agresją, a ciosy wskazywały na jakąś namiętną motywację.

Początkowo zakładano, że morderca mógł być kimś z bliskiego otoczenia Toyah. Pies „Indy” był duńskim owczarkiem niemieckim, znacznie większym niż przeciętny, więc wydawało się dziwne, że nie zaatakował, a z pokorą dał się przywiązać do drzewa, z dala od swojej właścicielki.  Śledztwo prowadzone pod tym kątem nie przyniosło jednak rezultatu. W dalszym jego toku sprawdzono ponad sto anonimowych zgłoszeń i sprawdzono kamery na pobliskich autostradach i tym sposobem ustalono głównego podejrzanego.

Urodzony w Indiach Rajwinder Singh, mieszkał z żoną i trójką dzieci w Australii. Nazywany przez bliskich Raj, pracował jako pielęgniarz w szpitalu geriatrycznym, mówił w trzech językach i był osobą spokojną i raczej izolującą się. Cierpiał także na depresję.

Dzień po morderstwie, w poniedziałek Raj nie zjawił się w pracy, a zgodnie z twierdzeniami jego żony, był pokryty siniakami, zadrapaniami i pogryzieniami. Mimo, iż tłumaczył, że wdał się w bójkę, pod osłoną nocy, kiedy wszyscy spali, spakował się i uciekł. Szybko ustalono, że w pośpiechu kupił bilet w jedną stronę do swoich rodzinnych Indii. Tam ukrywa się już od 3 lat. Władze indyjskie odrzuciły pierwszy wniosek o ekstradycję, twierdząc, że zawiera on zbyt mało dowodów. W marcu tego roku rząd australijski wydał kolejny wniosek o ekstradycję Rajwindera Singha, który wciąż oczekuje w kolejce na rozpatrzenie.

Autor, Dorota Ortakci.

This slideshow requires JavaScript.

2 Komentarze
  1. gab mówi

    serce pęka jak patrzy się na te zdjęcia…

  2. mydełkofa mówi

    Bo kobiety nie puszcza się samej w dzicz.. i tyle warte są psy.

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.