Let’s travel together.

Jej skóra stała się zielona i wstąpił w nią Lucyfer. Wsadził żywą 4-latkę do piekarnika i spalił – chciał ratować świat.

2

Fakty dotyczące przerażającej śmierci Angeli Palmer są trudne do przyjęcia, nawet dla doświadczonego stróża prawa. Jeden z nich, odszedł ze służby po tym co zobaczył w pewnym domu w Auburn w stanie Maine.

Nowe życie

Angela Palmer urodziła się 10 kwietnia 1980 roku. Gdy dziewczynka miała cztery lata – bo właśnie wtedy mają miejsce tragiczne wydarzenia – mieszkała ze swoją straszą o rok siostrą Sarą, 30-letnią matką Cynthią Palmer i jej partnerem 37-letnim Johnem Lanem na drugim piętrze trójkondygnacyjnego domu w kolorze kukurydzy przy 317 Main Street, Auburn, Maine (niedaleko Lewiston).

John Lane od jakiegoś czasu spotykał się z matką Angeli i para postanowiła zamieszkać razem, a mieszkanie przy Main Street miało być początkiem ich wspólnego, szczęśliwego życia z dwiema małymi córeczkami Cynthii.

Lucyfer

Zgodnie z jedną z wielu wersji zdarzeń, które Cynthia przedstawiła śledczym, w nocy 27 października 1984 r., nękana zmęczeniem, stresem i dużą dawką środka uspokajającego na receptę, spała w swoim pokoju i nie była świadoma zagrożenia jakie czyhało na jej córkę.

A to co się wydarzyło za ścianą jej sypialni przewyższało wszelkie wyobrażenia. John Lane wpadł w szał i postanowił egzorcyzmować młodszą z córek Cynthii. Jego zdaniem dziewczynka została opętana przez Lucyfera, chciała go zabić, a jej skóra zmieniła kolor i stała się zielona. Przeświadczony o konieczności ratowania świata przed wpływem diabła, postanowił wypędzić demony z ciała dziewczynki.

W tym celu, najpierw zadał silny cios w głowę Angeli, a następnie włożył ją do piekarnika, który zamknął i włączył najwyższą temperaturę. Drzwiczki piekarnika zastawił krzesłem, po to by dziecko przypadkiem się z niego nie wydostało.

Tato, wypuść mnie!

Pięcioletnia siostra Angeli była świadkiem wszystkich tych okropieństw, a krzyk dziewczynki dotarł do uszu sąsiadów. O godzinie 00:30 sąsiedzi usłyszeli bowiem błagania dziecka: „Wypuść mnie, tato, wypuść mnie!” oraz odgłosy uderzeń. Mimo to wszystko, nikt nie zawiadomił policji.

Ból jakiego doświadczyła dziewczynka był niewyobrażalny, czego wyrazem był jej krzyk i desperacka próba uwolnienia się z rozgrzanego do granic piekarnika. Krzyki i odgłosy uderzeń w końcu ucichły, a jej bezwładne już ciało płonęło. To właśnie zapach i dym przywiódł na miejsce zdarzenia policjanta patrolującego okolicę. Mężczyzna podążył w kierunku źródła pożaru w celu zbadania sprawy. Z mieszkania, z którego wydobywały się kłęby dymu dochodziły głośne dźwięki muzyki religijnej i to one dopiero skłoniły mieszkańców do zaalarmowania władz.

Lucyfer już odszedł

Gdy policjant wszedł do środka zastał przerażający widok, na ścianach mieszkania widniały namalowane krzyże, w pokoju leżała bezwładna kobieta, gdzieś po drodze natrafił na przerażoną 5-letnią dziewczynkę, a w kuchni siedział mężczyzna wpatrujący się w dymiący piekarnik. Niedługo później, na miejscu pojawili się strażacy i inni policjanci.

John Lane powiedział wtedy: „W porządku. Lucyfer już odszedł. Angela jest OK ”, a w rękach trzymał Biblię. Wtedy też odzyskała przytomność matka Angeli, która zapewniła policjantów: „Ja tego nie zrobiłam. On to zrobił.” 

Kobieta i jej partner zostali aresztowani, a w drodze do radiowozu okazywali sobie czułości. Para została przesłuchana i umieszczona w areszcie pod zarzutem zabójstwa dziecka. W oczekiwaniu na proces współwięźniowie Johna próbowali go podpalić, ale mężczyzna został uratowany przez strażników więziennych.

Opowieści Cynthii

W liście, który Cynthia napisała później do matki z więzienia, stwierdziła, że ​​była świadoma tego co się wtedy działo, a kiedy próbowała interweniować, John pobił ją do nieprzytomności. Kobieta opowiedziała w sumie kilka wersji zdarzeń, które miały miejsce tamtej nocy. Oprócz tej, którą opisano powyżej, była również taka, w której John przywiązał Cynthię do łóżka, nafaszerował lekami, zgwałcił i poszedł zamordować jej córkę. Nie wiadomo, która z nich jest tą prawdziwą, wiadomo jedynie tyle, że jej córka została w brutalny sposób zamordowana.

Wolność!

Ostatecznie sąd przyjął wersję obrony, w której zakładano, że Cynthia była nieprzytomna w chwili zabójstwa jej córki i została uniewinniona. Jej pierwsze słowa po uwolnieniu nie były skierowane w stronę jej zmarłej córki. Całą sprawę podsumowała tymi słowami: „Och, dzięki Bogu ! Wolność!” . Następnego dnia, na okładce kolejnego wydania Bangor News widniało zdjęcie rozpromienionej, uśmiechniętej Cynthii Palmer opuszczającej gmach Sądu Najwyższego Hrabstwa Penobscot w Bangor w stanie Maine. Po wyjściu na wolność kobieta próbowała bezskutecznie odzyskać prawa do swojej córki. Na szczęście nigdy jej się to nie udało. Kobieta zmarła w 2005 roku.

Co dalej?

W listopadzie 1985 John Lane został skazany na dożywocie, ponieważ w stanie Maine nie było kary śmierci. Sędzia wydający wyrok wyraził swoje ubolewanie nad tym faktem przy ogłaszaniu wyroku. Lane nadal przebywa w więzieniu i do dnia dzisiejszego walczy o uwolnienie. W 2015 roku złożył wniosek o ponowny proces, motywując go faktem, że w chwili popełnienia czynu był chory psychicznie oraz, że jego obrońca nie przyłożył się należycie do jego obrony.

Policjant, który zjawił się jako pierwszy na miejscu zdarzenia, miesiąc później rzucił pracę. Nie mógł dłużej kontynuować służby z powodu tego, co zobaczył tamtego październikowego dnia.

This slideshow requires JavaScript.

 

 

Autor: KaMa.

2 Komentarze
  1. grassfirstclass mówi

    Smierć !!! i nie tak latwa jak zastrzyk tylko taka sama jak zgotował tej biednej dziewczynce , W TEN SAM SPOSÓB !!!!!!!!!!!! Niech jęczy z bólu !!!!! I wolniej go podgrzewać !!!!!! bo to sie nigdy nie skończy jak te pojeby będą tak zbijać jeszcze ku..a dzieci i myśla ze beda dalej sobie zyc bo on myslal ze ona jest opetana, to ty ZJEBIE jestes opetany !!!!! popie…..onym twoim mozgiem !!!! dla mnie GIŃ w meczarniach tak jak ta mała istote zabileś ŚMIECIU !!!!!!

  2. Sea mówi

    Ze strony matki ściema jak wół…. Może i zeżarła coś nasennego, jednak taki zbieg okoliczności, że AKURAT tuż po wszystkim się budzi i w pelni wraca do przytomności, zalatuje na kilometr… Do tego jej zachowanie wobec gacha można określić na wiele sposobow – poza takim, że było to zachowaniem osoby, która stracila dziecko, będąc sama w tym czasie nieświadoma.

    Szkoda, że współwięźniom się nie udało… Co jak co, ale w momencie absolutnej premedytacji połączonej z nieuzasadnionym sadyzmem, powinna być zasada oko za oko…

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.